Siedemnaście lat dzieli od wydania dwa niezwykle znaczące w dyskografii Alice in Chains albumy. Trzydzieści jeden lat temu ukazał się „Dirt”, który w zeszłym roku po raz piąty pokrył się platyną, a przed czternastoma laty światło dzienne ujrzała płyta „Black Gives Way to Blue” – pierwsze dzieło grupy od czasu śmierci Layne’a Staleya.
„Dirt” – wiadomo, docenia każdy fan Alice in Chains, i, obiektywnie rzecz ujmując, jest to album wybitny i ponadczasowy. „BGWTB” natomiast często traktowany jest po macoszemu, a nawet z pewną nutą ironii skierowanej bezpośrednio w stronę nowego „nabytku” grupy – wokalisty Williama DuValla. Po łapach dostaje się też często Jerry’emu Cantrellowi, któremu z kolei zarzucana jest interesowność i brak dbałości o pamięć o Layne’nie Staley’u, który pożegnał się z zespołem w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach. To niesprawiedliwe, tym bardziej, że Jerry przy każdej możliwej okazji przypomina o tym jaką rolę w historii istnienia jednej z czterech najważniejszych grup lat 90-tych odegrał jego przyjaciel. Takim przypomnieniem okazała się być również płyta „Black Gives Way to Blue”, a pochodzący z niej utwór tytułowy został nawet określony mianem hołdu dla Layne’a. Nie sposób nie zauważyć także wymowności tytułu tej kompozycji oraz faktu, że, w związku z tym, nadała ona określony ton całości materiału.
Choć „Black Gives Way To Blue” to bardzo dobra płyta nie odniosła ona tak dużego sukcesu jak „Dirt” i pewnie już żadna z płyt Alice in Chains nie powtórzy tak spektakularnych wyników sprzedaży. Nie zmienia to jednak faktu, że czwarty w kolejności album Alicji był naprawdę znakomitym powrotem znakomitej kapeli, w dodatku promowanym przez bardzo dobrze dobrane single, w tym mojego faworyta, utwór „Check My Brain”.
Wokalnie na krążku dominuje Jerry a jedynym utworem zaśpiewanym samodzielnie przez Williama jest „Last of My Kind”, do którego nowy wokalista grupy napisał też melodię i mocno osobisty tekst. To również Cantrell odpowiedzialny był za skomponowanie praktycznie wszystkich pozostałych utworów z tracklisty oraz za napisanie do nich tekstów. I tym „BGWTB” w znacznym stopniu różni się od „Dirt” gdzie na 13 kompozycji aż 7 stworzonych lub współtworzonych zostało przez Layne’a. Staleyowi należy także przypisać zasługi za napisanie tekstów kilku z nich, a utwory „Hate to feel” i „Angry Chair” są w całości dziełem Layne’a.
Kolejna różnica tkwiła także w atmosferze nagrywania obchodzących dziś urodziny albumów. Podczas rejestrowania „Dirt” stosunki między członkami grupy były napięte a Layne tkwił po uszy w nałogu. Między innymi dlatego on i Jerry rzadko nagrywali swoje partie w jednym czasie, Staley izolował się i zdarzało się też, że przychodził do pracy w towarzystwie swego dilera lub pod wpływem narkotyków.
Praca nad „BGWTB” przebiegała natomiast zespołowo, panowie odbywali próby, słuchali swoich demówek a, co było dla nich niezwykle ważne, uzyskali też pełną aprobatę rodziny Layne’a do tego, aby działać i powrócić z nowym materiałem. Nagrania zakończyły się w dniu 43 urodzin Jerry’ego lecz materiał czekał na pojawienie się w formie fizycznej na sklepowych półkach aż pół roku z uwagi na problemy ze znalezieniem wytwórni płytowej, która chciałaby go wydać.
„Dirt” i „Black Gives Way To Blue” to zupełnie różne od siebie płyty, lecz posiadające dużo cech wspólnych. Są mocne i ciężkie, zarówno brzmieniowo, jak i lirycznie, dopracowane i w pewnym sensie definiujące zespół, który je nagrał. „Dirt” zrobił to po raz pierwszy, potwierdzając niejako, że to co słuchacze dostali na „Facelift” nie było jedynie efemerydą, „BGWTB” natomiast nadał twórczości AiC nowe, a może raczej zmodyfikowane ramy. Bo to nadal był ten sam zespół, z takim samym zapałem robiący muzykę, którą rozpoznaje się po jednej nutce, ale jednak poturbowany przez nieciekawe doświadczenia oraz wyrwę czasową, której doświadczenia te były powodem.
Na koniec – okładki, bo nie mogę sobie odmówić napisania kilku zdań również o nich. Pustynny krajobraz widoczny na okładce „Dirt” to już rzecz kultowa, wielokrotnie powielana i stawiana za wzór a, co warto podkreślić, wykonana bez efektów komputerowych (poza obróbką), a przy użyciu autentycznych rekwizytów i udziale modelki. Zdjęcie, które reprezentuje ten album było efektem mozolnej pracy i wielkiej pomysłowości wieloletniego współpracownika grupy – Rocky’ego Schencka.
Obwoluta „BGWTB” z kolei to grafika wykonana przez brytyjskiego artystę Matta Taylora na podstawie pomysłów zebranych od członków Alice in Chains. Te zaś orbitowały wokół osoby Layne’a, co w wywiadzie dla magazynu „Billboard” ładnie podsumował Jerry mówiąc: „Dla mnie koncepcja umieszczenia serca na okładce ma związek z tym, że, wraz z odejściem Layne’a nasze serca pękły i w pewnym sensie straciliśmy również siebie. Przejście przez proces pogodzenia się z tym faktem oraz podejmowanie prób powstania i podjęcia ryzyka zajęły nam mnóstwo czasu. A więc to serce jest symbolicznym sposobem na uczczenie tego, że Layne istniał.”.
Okładkowe serce umieszczono także na kotarach ozdabiających scenę podczas koncertów z trasy promującej album i dopóki zespół nie pojawił się na scenie owo serce biło.
A swoją drogą, trasa koncertowa zorganizowana po wydaniu „BGWTB”, która trwała, prawie bez przerw przez 11 miesięcy i poprzedzona była dziesięcioma przedpremierowymi występami grupy w USA i Europie, była pierwszym tak dużym przedsięwzięciem koncertowym zespołu od 1993 roku. Uwzględniono w nim także Polskę i 25 listopada 2009 roku Alicja wystąpiła w warszawskiej Stodole