Książka „Foo Fighters” to pierwsza pozycja autorstwa Micka Walla jaką miałam okazję przeczytać. I choć dziennikarz ma na swoim koncie przynajmniej kilka innych biografii, a także określany jest mianem „wiodącego światowego biografa rocka i metalu” to nie wiem, czy sięgnę po którąś z jego innych publikacji.
Niestety, tym nieszczególnie obszernym dziełem dotyczącym zespołu Dave’a Grohla autor raczej mnie do siebie zraził niż zachęcił do odbycia z nim dłuższej podróży. Być może to również „zasługa” dość topornego tłumaczenia, w którym kompletnie nie ma życia, ale sądzę, że najbardziej jednak nie pasuje mi styl, jakim posługuje się sam Mick Wall.
Pomijając drobne nieścisłości książka o Foo Fighters w istocie zaledwie prześlizguje się po historii tej grupy. Podobnie zresztą jak po historii głównego bohatera, który na pierwszych stu stronach, pojawia się raczej jako postać drugoplanowa i z reguły, co biograf skrupulatnie odnotowuje, biernie i milcząco przyglądająca się rzeczywistości, lub też bez zająknięcia akceptująca każdą niespodziankę losu.
W drugiej części książki, gdzie docieramy do momentu, w którym Grohl przejmuje stery we własnej kapeli dla odmiany zaczyna być człowiekiem nieznoszącym sprzeciwu i totalnie nieliczącym się z uczuciami innych. Ale Dave Grohl jest przede wszystkim „miły i sympatyczny”, i gdybyśmy jakimś cudem o tym fakcie zapomnieli Wall nam o nim przypomni i to niemalże na każdej stronie swego dzieła. A przecież o wiele ciekawiej byłoby przeczytać o tym jak często w swoim zawodowym życiu artysta stawał na rozdrożu, jak potrafił ryzykować, ale też jak niejednokrotnie walczył z samym sobą. Grohl to postać złożona, a już na pewno posiadająca dużo więcej cech niż tylko bycie sympatycznym (lub nierozgarniętym). Z racji mnogości doświadczeń to również wprost wymarzony obiekt zainteresowania biografa. Czego dowiódł Paul Brannigan w swoim „This is a call” – pozycji zdecydowanie lepszej i napisanej z większym polotem niż publikacja Walla.
Na kolejnych stronach „Foo Fighters” nie brakuje także sarkazmu, a miejscami wręcz pogardy dla pojawiających się tu w dość pokaźnej ilości bohaterów. Cobain to ćpun i hipokryta, Novoselic – głupkowaty skoczek sceniczny z twarzą konia i nogami żyrafy (i nie jest to parafraza a opis zaczerpnięty z książki), Courtney Love – wyrachowana zdzira, która rozkładała nogi przed każdym i doprowadziła Kurta do samobójstwa. Przy okazji, autor ewidentnie ma jakiś problem z seksem bo w „Foo Fighters” co i rusz pojawiają się fikuśne sformułowania dotyczące tej sfery życia, których poznawania Wam oszczędzę bo są po prostu wulgarne i kompletnie zbędne. Te dziwaczne wtręty niczemu nie służą, a już na pewno nie wzbogacają tej lektury. Podobnie zresztą jak określenia pochodzące rodem ze słownika podchmielonego wujka na weselu. I tak, Alanis Morissette to „fajna kobitka”, Taylor Hawkins „urodą przewyższa większość dziewczyn”, a Nate Mendel ma „charyzmę nauczyciela gimnazjalnego”.
Najbardziej zgrzyta jednak to, że treść „Foo Fighters” pozbawiona jest jakiejkolwiek analizy faktów, a te z kolei są tak suche i oklepane, że fabuła delikatnie mówiąc nie porywa, a jedynymi momentami otrzeźwienia zdają się być te, które powodują uniesienie brwi ze zdziwienia wywołanego tym w jaki sposób autor formułuje myśli. I żeby było jasne, od książki o muzyce rockowej nie oczekuję poetyckości i nadmiernego wyrafinowania, ale już od dzieła wydanego przez dziennikarza tej klasy co Mick Wall mogę wymagać pewnego kunsztu oraz wyważenia, zarówno w kwestii wygłaszanych opinii, jak i oceny czyjegoś postępowania.
Dodatkowo, co mocno mnie zdziwiło, w książce nie znalazłam praktycznie żadnych źródeł przytaczanych w niej wypowiedzi a rzucane gdzieniegdzie tytuły prasowe, z których rzekomo pochodzi jakiś cytat wypada, jak mniemam, sprawdzić sobie we własnym zakresie.
Drugą rzeczą, która zauważalnie wpływała na odbiór lektury był totalny brak sympatii autora w stosunku do opisywanych postaci. Miałam wrażenie, że Wall traktuje ich z pewnym pobłażaniem, dla podbicia efektu od czasu do czasu rzucając ironiczną uwagą.
Całość prezentuje się tak, jakby została spisana na szybko, na kolanie i bez zaangażowania emocjonalnego. Wall rozpoczyna książkę od następujących słów: „Chcieli, żeby to była książka o Foo Fighters. Ale Foo Fighters jako zespół to byt czysto teoretyczny. Coś, co istnieje tylko w naszych umysłach. Jest tylko jeden Foo Fighter i nazywa się Dave Grohl. Cała reszta – czyli pozostali członkowie zespołu – nie odgrywają żadnej roli w podejmowaniu decyzji. Są dodatkiem do Dave’a. Jego pracownikami. (…) Nie jest to zatem książka o zespole Foo Fighters. Coś takiego byłoby bajeczką dla idiotów. To raczej książka o człowieku, który jest Foo Fighters. Bo właśnie ten człowiek kojarzy się z tą nazwą w umysłach milionów fanów. Nie udawajmy, że jest inaczej.” Czy istnieje lepszy sposób na zrażenie czytelników do zawartości już na samym wstępie?
Jeśli jednak jakimś cudem zacytowany fragment Was jednak do lektury nie zniechęcił to muszę obiektywnie zapowiedzieć, że gdy już przebrniecie przez pierwszych sto stron poświęconych głównie Nirvanie to potem całość staje się nieco bardziej strawna. Niemniej, autor w swej opowieści pomija też wiele istotnych elementów, jak choćby Probot – projekt poboczny Dave’a Grohla, czy jego współpracę z Tenacious D czy NIN, lub traktuje je nad wyraz powierzchownie (filmy dokumentalne czy teledyski autorstwa Dave’a). No i nie ma co liczyć na poznanie jakichkolwiek historii dotyczących pozostałych członków Foo Fighters bo tutaj nie znajdzie się ich więcej niż na Wikipedii. Jeśli natomiast macie ochotę na dobrą lekturę dotyczącą życia Dave’a Grohla, która nie udaje, że jest biografią zespołu Foo Fighters, to oprócz wspomnień jego samego zdecydowanie polecam Wam także „This is a call” Paula Brannigana. To książka rzetelnie śledząca krętą ścieżkę, którą przez tych ponad trzydzieści lat toczyła się kariera Grohla, ale też bez przesadnego bałwochwalstwa, zachowująca za to obiektywizm pomimo tego, że jej autor osobiście zna swego bohatera. O książce pisałam więcej tutaj https://www.facebook.com/photo.php?fbid=255109927023032&set=pb.100075720796805.-2207520000&type=3
A na moim blogu znajdziecie także recenzję „The Storyteller” oraz mój wywiad z tłumaczem tej pozycji – Adamem Zdrodowskim.