Zespół Tool znany jest z wypuszczania fanów na manowce, dlatego, zanim w ogóle doszło do premiery albumu „Lateralus”, w sieci pojawiła się informacja o tym, że nowy materiał zostanie zatytułowany „Systema Encéphale” i będzie zawierał 12 premierowych utworów o wyjątkowo dziwnie brzmiących tytułach, takich jak: „Riverchrist”, „Numbereft”, „Encephatalis”, „Musick”, czy „Coeliacus”.
Serwisy streamingowe zostały wręcz zalane plikami, o których wrzucający je ludzie twierdzili, że są nowymi kompozycjami Tool. Członkowie zespołu są jednak przeciwnikami cyfryzacji muzyki, czujni fani mieli zatem świadomość, że cała akcja może być jedynie kolejnym niewybrednym żartem. Wkrótce podano informację o prawdziwym tytule albumu i niespełna pół roku później został on zaprezentowany światu. Tool nie byłby sobą gdyby nie stworzył wokół trzeciej w swoim dorobku płyty odpowiedniej otoczki. Już sam tytuł jest tak wielo-, jak i jednoznaczny, że stanowi niezłą gimnastykę dla umysłu.
Po łacinie przymiotnik „lateralis” znaczy tyle co „boczny”, słowo to figuruje także w łacińskiej nazwie „Vastus Lateralis” oznaczającej najsilniejszą część mięśnia czworogłowego uda. Ale być może tytuł albumu jest nawiązaniem do pojęcia myślenia lateralnego, zwanego też, nomen omen, „myśleniem w bok”. Takie podejście zakłada świadomą rezygnację z korzystania z gotowych rozwiązań, a zamiast tego podejmowanie prób rozwiązania problemu przy użyciu nowych metod i patrzenie na niego z różnych stron. Potwierdzeniem dla tych odniesień może być oprawa graficzna albumu, której autorem jest Alex Grey (ten sam, który robił później grafiki do „10 000 Days”). Wkładka „Lateralus” składa się z kilku klisz, na których przedstawione są warstwy układające się w przekrój boczny ludzkiego ciała.
Oprócz anatomiczno-filozoficznych odniesień na płycie pojawiają się także, co może być zaskakujące, te matematyczne. Najlepiej widoczne są one w duecie kompozycyjnym „Parabol/Parabola”, ale w wysmakowanym stylu przemycone są przede wszystkim w tytułowym „Lateralus”. Utwór skomponowany został zgodnie z zasadą tworzenia ciągu Fibonacciego i nawiązuje tym samym do idei powstawania spirali Fibonacciego, czyli niekończącej się i stale rozrastającej figury matematycznej. Gdybyśmy policzyli sylaby w każdym wersie tekstu „Laterlus”, dopatrzylibyśmy się konkretnego układu cyfr, co właśnie charakterystyczne jest dla wspomnianej spirali. Ta kompozycyjna ekwilibrystyka oprócz tego, że jest intrygująca, ma także swoją głębię. Wątkiem głównym utworu jest bowiem opis dążenia człowieka do stałego poszukiwania i rozwoju, których nadrzędnym celem jest głębsze poznanie. W tym miejscu dochodzimy do jeszcze jednej ciekawej kwestii związanej z tekstem „Lateralus”. Wymienione są w nim cztery kolory: czarny, biały, żółty i czerwony. Keenan twierdzi, że mają one znaczenie symboliczne, gdyż odnoszą się do motywów używanych w przekazywanych z pokolenia na pokolenie ustnych opowieściach rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Bardziej prozaiczne wytłumaczenie dotyczące kolorów użytych w tekście mówi jednak o tym, że czarny, biały, żółty i czerwony to kolejność barw widziana przez człowieka będącego pod wpływem LSD. Taka interpretacja nie jest wcale aż tak jednoznacznie niemożliwa. W tekście mowa o przekraczaniu granic i oddzieleniu ciała rozumu, a im bardziej się w niego zagłębimy, tym robi się ciekawiej. Fragment „As below, so above and beyond I imagine” (To, co jest niżej, jest tym, co jest wyżej i tym, co jest dalej niż sobie wyobrażam) to bezpośrednie nawiązanie do, jak się przyjęło sądzić, okultystycznego tekstu Tablicy Szmaragdowej, która zawiera ponoć tajemnicę kamienia filozoficznego. Chodzi o jej zapis głoszący: „To, co jest niżej, jest jak to, co jest wyżej, a to, co jest wyżej, jest jak to, co jest niżej, dla przeniknięcia cudów jedynej rzeczy.” Przyznacie sami, że Maynard jest jednak mistrzem znaczeń i wieloznaczności.
Sens tandemu pod postacią majstersztyku „Parabol/Parabola” również odczytać można przynajmniej na dwa różne sposoby. Jak się okazuje nie musi on mieć związku jedynie z będącą zbiorem punktów krzywą geometryczną, ale być może raczej z narracją, która przybiera formę przypowieści. W utworze pojawia się jeden z moich ulubionych tekstów na płycie: „This body. This body holding me. Be my reminder here that I am not alone” (Podtrzymuje mnie ciało. Przypomina mi, że nie jestem sam.) oraz jego rozwinięcie mówiące o tym, że ból jest tylko iluzją. Bardzo ciekawe są również znane z poprzednich płyt „przerywniki”, które na ”Lateralus” spełniają często funkcję wstępów do kolejnych kompozycji. I tak dostajemy poprzedzającą „Schism” „Mantrę”, w której usłyszymy odgłosy mruczenia jednego z kotów Keenana, naśladującą nucenie buddyjskich mnichów grę Danny’ego Carreya na tubie w „Parabol”, czy minimalistyczny i zlewający się z następującym po nim „The Patient” – „Eon Blue Apocalypse”. A na deser, budzący grozę „Faaip de Oiad”. Chyba nikt nie chciałby usłyszeć tej miniatury w środku nocy. A tym bardziej będąc pod wpływem LSD.
Na uwagę zasługują z pewnością dwie pochodzące z albumu kompozycje – „Disposition” i „Reflection”, które wraz z instrumentalną „Triad” tworzą pewną sekwencję. Każda z osobna, a wszystkie razem z pewnością, są w stanie wprowadzić słuchacza w swego rodzaju trans. Być może taki, dzięki któremu odkryje on jakieś nowe pokłady wiedzy o sobie samym i otaczającym go świecie.
Jeśli chodzi o gitarowe progresywne łojenie, to i tym razem Tool nie zawodzi. Upajamy się otwarciem w postaci wściekłego „The Grudge”, w którym Maynard wykrzykuje „Noś swój żal jak koronę!”, następującym zaraz potem trzymającym w napięciu „Tha Patient”, czy „Ticks and Leeches”, w którym wraca znany z poprzednich albumów motyw rewanżu. Gdyby nie przysłuchać się dokładnie tekstowi tej kompozycji, można by odnieść jednak wrażenie, że Keenan znów stosuje, słynne już w swoim wydaniu, odniesienia do aktu seksualnego. W kuszący sposób wyśpiewuje on tutaj bowiem dość wulgarną i dwuznacznie brzmiącą kwestię: „Suck me dry!” (Obciągnij mi). Wiemy jednak, że hasło to nie ma w żadnym stopniu związku z seksem. Mowa raczej o ludziach, którzy jak tytułowe pijawki i kleszcze żerują na ludzkiej duszy, a nie na ciele.
Na „Lateralus” nie brak kompozycji wybitnych i mój ukochany „Schism” z pewnością spełnia to kryterium. W trakcie trwania utworu metrum zmienia się tu aż 47 razy, a w warstwie lirycznej wracamy w nim po raz kolejny do matematycznej układanki. Maynard niemalże jak zaklęcie powtarza bowiem słowa: „I know the pieces fit” (Wiem, że elementy do siebie pasują). Nie jest to jednak nic nie znaczący slogan, a nawiązanie do głównego wątku tekstu, w którym w poetyckim stylu opisane jest zjawisko nieumiejętnej czy upośledzonej komunikacji bliskich sobie ludzi. Uwielbiam „Schism” za jego piękno – muzyczne oraz to zaklęte w słowach. To również jeden z nielicznych tekstów Maynarda, który napawa nadzieją.
Pisząc o kolejnych płytach Tool wykrystalizowała mi się refleksja o tym, że tak naprawdę postrzegam je jak małe dzieła sztuki. Muzyka, teksty, oprawa graficzna oraz zamysł twórczy spajający wszystkie te elementy w całość są zawsze absolutnie przemyślane i tworzą wyjątkową pożywkę dla umysłu. Nie ma w tym przypadkowości, żadnych zapchajdziur, niedbalstwa czy pójścia na łatwiznę. Kupując którykolwiek z albumów Tool dostajemy pewną koncepcję, a nie jedynie płytę opakowaną w plastikowe pudełko. „Lateralus” jest następną cegłą w konstrukcji stale, aczkolwiek wolno rozrastającej się budowli.
Album doskonały. Jak powiedział mi kiedyś ktoś znajomy: ścieżka dźwiękowa do życia.
Bardzo ładnie ujęte 🙂 Dla mnie tą ścieżką byłaby chyba jednak „Aenima” bo to ta płyta mnie przekonała do muzyki Tool, a potem to już poszło!