Jakiś czas temu, jeden z moich czytelników zasugerował, abym w jednym ze swoich wpisów zajęła się utworem Alice in Chains, który nie stanowi w przypadku tego zespołu części jego kanonu, a jest raczej ciekawostką interpretacyjną. „Queen of the Rodeo”, bo o tym utworze mowa, nie ma nic wspólnego z poważną wymową większości dokonań Alice in Chains. To ewidentny muzyczny żart, który, co ciekawe, powstał w roku 1986, czyli jeszcze przed zawiązaniem się Alice in Chains.
Najbardziej znane są wykonania tego utworu to wykonania koncertowe, jednak wersja studyjna została także zarejestrowana i umieszczona na demówce zatytułowanej „The Treehouse Tapes”, która ujrzała światło dzienne w 1988 roku. Proces jej nagrywania okupiony był serią niefortunnych zdarzeń, jakie przytrafiły się członkom zespołu, w tym utratą instrumentów oraz przygodą z udziałem oddziału SWAT. Sesje nagraniowe wspomnianego dema doszły do skutku właściwie głównie dzięki spadkowi, który Jerry Cantrell otrzymał po swojej zmarłej w tym samym roku mamie. Panowie, trochę na przekór losowi, uparli się, że materiał zostanie zarejestrowany, choć obecnie traktują go raczej jako wprawiający w zażenowanie muzyczny wybryk.
„Queen of the Rodeo” był utworem często i chętnie granym przez Alice in Chains podczas ich pierwszych tras koncertowych, w tym trasy „Facelift Tour”. Później zespół odszedł od tradycji prezentowania go na żywo. Ponieważ muzycznie kompozycja ta utrzymana jest w klimacie country rocka z elementami glam metalu, panowie podczas jej wykonywania często przywdziewali kowbojskie stroje i po prostu dobrze się bawili.
O czym traktuje tekst „Queen of the Rodeo”? No cóż, w dzisiejszych czasach zostałby z pewnością odebrany jako niepoprawny politycznie i nieco gorszący. Pada tu kilka niecenzuralnych określeń, jak choćby „faggot” i „fag” (oba znaczące tyle co polskie „pedał”), a narratorem opowieści jest młody chłopak, który ma problemy z jednoznacznym określeniem swej seksualnej tożsamości. Chyba woli chłopców, ale gdy nadarza się okazja – decyduje się na przeżycie przygody z dziewczyną. Lubi przebieranki, alkohol i kowbojów z papierosem w zębach. Zaznacza, że gdy trzeba, potrafi uderzyć, a nawet prowokuje innych do bijatyki zakrzykując, że jest królową rodeo, która skopie tyłki kowbojom-niedowiarkom. W pierwszych wersach utworu dowiadujemy się, że źródłem całego zła, a więc i postępowania chłopaka jest jego rodzinny dom – ojciec odszedł od rodziny a matka wolałaby mieć córkę. Ponieważ sprawy w jego nastoletnim życiu przybrały taki obrót, nie pozostało mu nic innego jak stać się dziwakiem. Wszystko w tej nietypowej jak na Alice in Chains kompozycji podane jest w humorystyczny, prześmiewczy sposób.
Najciekawsze jest to, że tekst „Queen of the Rodeo” równie dobrze mógłby zostać potraktowany absolutnie poważnie, ponieważ tak naprawdę opisuje on prawdziwe ludzkie dramaty. I gdyby tak właśnie do niego podejść to, szczerze mówiąc, jego dowcipny ton mógłby wydać się nieco złośliwy. I zostać potraktowany jako sposób na potwierdzenie swojej męskości identyfikowanej przez wielu pod postacią niczym niepodważalnego heteroseksualizmu. Myślę jednak, że tak naprawdę Layne, który był tu autorem tekstu, utworem tym kpi sobie z homofobów, trochę mieszając w ich głowach. A przynajmniej mam nadzieję, że tak właśnie jest.
Czy „Queen of the Rodeo” to dobra muzycznie produkcja? Szczerze mówiąc, raczej dziwna. Owszem, pobrzmiewają tu oczywiście echa country, ale przerywane są one punkowymi wstawkami doskonale nadającymi się do pogowania. Nie zapominajmy także o tym, że czasy powstania tego utworu były początkami istnienia Alice in Chains a pomimo tego brzmieniu nie można tu mieć zbyt wiele do zarzucenia. Jeszcze inną kwestią jest również fakt, że autorem muzyki w „Queen of the Rodeo” nie był Jerry Cantrell tylko kolega Layne’a, niejaki Jet Silver. Wydaje się to być nieprawdopodobne, ale dowcip w postaci „Queen of the Rodeo” można już zdecydowanie nazwać dowcipem z brodą, w tym roku kończy on bowiem 33 lata.