„Man in the Box” to drugi singiel pochodzący z debiutanckiej płyty Alice in Chains zatytułowanej „Facelift”. Ten nagrany w słynnym London Bridge Studio w Seattle utwór, który przesiąknięty jest atmosferą tego deszczowego miasta ujrzał światło dzienne dokładnie 28 lat temu i jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych kompozycji zespołu. Charakterystyczna wokaliza, którą rozpoczyna swoją partię Layne Staley, użycie talk boxu i wizerunek Jezusa ze zszytymi powiekami ukazanego w ten sposób w teledysku do utworu to rzeczy, które w największym stopniu kojarzą się z „Man in the Box”.
Nie mam dla Was dobrych wieści. „Man in the Box” to kolejny mroczny i raczej przygnębiający w swoim wydźwięku utwór. Nową świecką tradycją staje się powoli fakt, że poddaję tutaj analizie głównie depresyjne kompozycje. Cóż poradzę jednak na to, że głównie takie mnie, a mam nadzieję, że i Was, interesują.
„Man in the Box” w momencie pojawienia się stanowił pewien zgryz dla MTV oraz szefów radiostacji, które miały go promować. Po pierwsze, Jezus pojawia się w tekście utworu w niekoniecznie pozytywnym kontekście, Staley śpiewa tu bowiem: „Jesus Christ, deny your maker. He who tries, will be wasted” (Jezu, zaprzecz istnieniu swego stwórcy. Ten, kto próbuje będzie poświęcony.). Po drugie zaś stworzony teledysk również może być traktowany jako prezentujący obrazoburcze wątki (Jezus ze szytymi powiekami).
Niektórzy uznają utwór zaopowieść o prawach zwierząt. I faktycznie jej tłem jest sytuacja, w której znalazł się Layne Staley podczas kolacji z przedstawicielami wytwórni płytowej. Byli to wegetarianie, którzy w obrazowy sposób opowiedzieli artyście o tym, w jakich warunkach hodowane są małe cielaki. Według ich relacji zwierzęta miały być przetrzymywane w małych, ciasnych boksach. Informacja ta, jak również jej wyobrażenie stały się podwaliną napisanego przez Layne’a tekstu. Staley sparafrazował niejako zasłyszaną opowieść o cielętach i odniósł ją do sytuacji, w której w mediach pojawiają się określone treści ograniczające pole widzenia ludzi ze względu na to, że są publikowane tak, jak wygodnie publikującym, a niekoniecznie zgodnie prawdą. Co ciekawe, utwór, który przynajmniej pośrednio traktuje o problemie cenzurowania wiadomości sam został ocenzurowany i w takiej wersji zmieniono dwa jego wersy. W związku z tym, w radio usłyszeć można było „Buried in my pit” zamiast „Buried in my shit”, oraz „Shove my nose in spit” zamiast „Shove my nose in shit”.
Moim zdaniem tekst „Man in the Box” ma również wydźwięk osobisty i emocjonalny. Można go odczytać jako manifest człowieka uwięzionego w pewnych przytłaczających sytuacjach życiowych, gdy ma on poczucie bezsilności wobec spraw, na które nie ma lub nie umie on mieć wpływu. Nieprzypadkowo są tu użyte sformułowania w stylu: „I’m the man in the box, buried in my shit.’ (Jestem uwięziony i zakopany we własnym gównie.). „Gówno” należy odczytywać rzecz jasna metaforycznie, i właściwie każdy może sobie do tego fragmentu dorobić własną filozofię czy własną historię. Dodatkowo, emocjonalny wydźwięk słów kompozycji podkreślają sceny videoclipu, w którym Staley śpiewa siedząc skulony w kącie stodoły, pilnowany przez bezokiego strażnika robiącego obchód swoich włości z latarką w dłoni.
„Man in the Box” musiał mieć dla Staleya wymiar personalny, wytatuował on sobie bowiem na plecach wizerunek Jezusa ze zszytymi powiekami, przyznał też, że pisząc tekst nie był trzeźwy.
W 1992 roku teledysk do „Man in the Box” nominowany został do nagrody Grammy w kategorii Best Hard Rock Performance with Vocal. Sam utwór zaś został też wykorzystany na kilku ścieżkach dźwiękowych, w tym na soundtracku do filmu „Gniew Oceanu” oraz w serialu „Dowody Zbrodni”.
W 2005 roku podczas koncertu charytatywnego poświęconego ofiarom azjatyckiego trzęsienia ziemi i tsunami, który odbył się w Seattle kompozycja, obok „Rooster” i „Them Bones” zaprezentowana została z gościnnym udziałem Maynarda Jamesa Keenana.
Dla mnie „Man in the Box” chyba najlepiej oddaje uczucia osoby uzależnionej, wyznaję bowiem teorię o tym, że wszystkie teksty autorstwa Layne’a w mniejszym lub większym stopniu ocierają się o kwestię jego wyniszczającego nałogu. Uważam, że Staley postrzegał swój problem jako taki, dla którego nie da się znaleźć rozwiązania, skazując się niejako tym samym na tragiczny los. Niestety wrażliwość idąca w parze z określonymi negatywnymi doświadczeniami z przeszłości i autodestrukcyjnymi cechami osobowości to mieszanka, która bez kłopotu zaprowadzić może każdego na skraj przepaści. Layne, bardziej lub mniej świadomie w nią skoczył, nie zdołał wyjść ze swojego ciasnego boksu, nie odkopał się z gówna i nikt go nie zbawił. To wbrew pozorom nie jest wcale takie łatwe, a każdy lekarz powie Wam, że nie da się nikogo uratować wbrew jego woli, na siłę, albo tylko dlatego, że my sami tego pragniemy. A o ileż łatwiej żyłoby się nam w świecie, w którym uchronienie kogoś bliskiego od zagłady byłoby jedynie kwestią wypowiedzianego w porę życzenia.
„I’m the man in the box
Buried in my shit
Won’t you come and save me?
Save me.”