Wpisy

Matt Cameron – czarodziej perkusji

Dziś urodziny obchodzi mój ulubiony perkusista – Matt Cameron. Dla mnie jest on wręcz tytanem pracy i osobą, bez której brzmienie Soundgarden i Pearl Jam z pewnością byłoby inne. Pomimo tego, że Matt kończy dziś 55 lat to nie zwalnia tempa i dwa miesiące temu wydał swój pierwszy solowy album zatytułowany „Cavedweller”. Zaś po drodze, w swej karierze muzyka, miał okazję grać w kilku różnych zespołach oraz być frontmanem dwóch założonych przez siebie formacji – Hater (w którym członkiem był również Ben Shepherd) oraz Wellwater Conspiracy.

Uważam Matta za wspaniałego bębniarza, prawdziwego artystę, a dowodem na jego absolutny i niezaprzeczalny talent jest dla mnie chociażby fakt, iż współpracował z sukcesami z muzykami wywodzącymi się z różnych nurtów muzycznych. I o ile kolaboracje z rockowymi i jazzowymi twórcami nie są niczym zadziwiającym tak nagrywanie partii perkusji dla The Prodigy już może napawać zdziwieniem. Być może nie wiecie, że beaty słynnych „Breathe” i „Firestater” to właśnie zasługa Camerona.

Matt Cameron

Matt udzielał się także w pojedynczych utworach Queens of the Stone Age, The Smashing Pumpkins, czy Chrisa Cornella, zagrał również w utworze „Hero” ze ścieżki dźwiękowej filmu „Spider-Man” (wraz z Chadem Kroegerem i Josey’em Scottem). Nie należy zapominać, że Matt Cameron współtworzył słynną supergrupę Temple of the Dog i oprócz tego, że grał na perkusji to również wspomógł wokalnie Chrisa Cornella i Eddiego Veddera. Jeśli uważnie oglądacie nagrania koncertowe Soundgarden czy Pearl Jam to z łatwością zaobserwujecie, że Matt często śpiewa chórki. Sam wokalnie na pierwszym planie występuje w Wellwater Conspiracy oraz na swoim solowym albumie.

Matt na początku lat 90-tych

Jednak najbardziej niesamowite jest to, że ten jeden, niepozornie wyglądający człowiek zasilał szeregi dwóch tak znanych i aktywnie działających bandów jak Soundgarden i Pearl Jam. Z Soundgarden na trwałe Matt związał się w 1986 roku i pozostawał członkiem zespołu do momentu śmierci Chrisa Cornella. Sam Cornell wspominał swego znakomitego kolegę jako bardzo zdolnego, pewnego siebie i dobrze przystosowanego. W Pearl Jam Matt znalazł się natomiast właściwie za sprawą zrządzenia losu. Niedysponowany Jack Irons (ówczesny perkusista zespołu) musiał zostać zastąpiony po to, aby grupa mogła kontynuować trasę promującą album „Yield”. Panowie z Pearl Jam zaproponowali stanowisko bębniarza właśnie Cameronowi a ten, niewiele myśląc, propozycję przyjął. I tak Matt Cameron po prawie roku od rozpadu swego macierzystego zespołu (Soundgarden w 1997 roku zawiesiło swoją działalność na 13 lat) stał się pełnoprawnym członkiem Pearl Jam. Jednak nawet po reaktywacji Soundgarden w 2010 roku nie zrezygnował z grania dla obu zespołów, a co więcej – ze względu na zobowiązania wobec Pearl Jam – podczas kilku koncertów Chrisa i spółki był zastępowany przez równie znakomitego Matta Chamberlaina.

Matt z Soundgarden w erze „King Animal”
Matt z Pearl Jam fot. Danny Clinch

Matt jest nie tylko perkusistą ale również współautorem takich utworów jak: „Jesus Christ Pose”, „Mailman”, „Eyelids mouth” (Soundgarden), „You Are”, „Get Right” czy „The Fixer” (Pearl Jam) . Ponadto, gra na melotronie, syntezatorze Moog i gitarze. Jego popis gry na perkusji w „Jesus Christ Pose” uznawany jest za jeden z wybitniejszych. Poniżej znajdziecie teledysk do tego właśnie utworu. Jest to tak dobra muzyka, że nawet, jeśli ktoś słyszał ją już setki razy to zawsze warto ją przypominać.

W kwietniu 2017 roku Matt Cameron, wraz z kolegami z Pearl Jam został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame, niestety do tej pory nie udało mu się tam trafić z Soundgarden.

2 thoughts on “Matt Cameron – czarodziej perkusji”

  1. Ostatnio miałem fazę na przegląd koncertów Soundgarden na pewnej platformie. Skoncentrowałem się na tych po „reunionie”. To co dało się zauważyć niemal na każdym z nich:
    – Chris – wypruwa z siebie flaki, od połowy występu już traci głos, ale nie poddaje się. Ten typ to jak Layne: nawet w najgorszej formie psychicznej jest nie do podrobienia i nie do zastąpienia.
    – Ben – taki drwal, którego kumple z okazji trasy oderwali od wyrębu lasu. Pamięta swoje partie (przeważnie). Granie sprawia mu radość niemalże tak bardzo jak zakup nowej piły łańcuchowej.
    – Kim – no właśnie…wszyscy kojarzymy go z niepowtarzalnego stylu chaotyczno-klimatycznych solówek. Kojarzę sympatię Pani Admin do jego osoby 🙂 Niestety, kładzie niemalże każdy utwór podejściem „odwalić swoje i dobranoc”. Ech, żeby jeszcze „swoje”. Solówki traktuje po macoszemu. Byle trzymać się tonacji (choć często nawet nie), prawie żadna nie przypomina oryginału. Zawsze lubiłem Kima za te kilka nietypowych dźwięków, które budowały nastrój połączone ze ścianą chaosu, a nie kaskadę przypadkowych nut, które na owych występach odhaczał. Ten chaos z dwóch ostatnich płyt studyjnych był piękny, a nie skalkulowany na poklask pijanej publiki.
    – Matt: metronom z sercem. Człowiek, który grał całym sobą. Nie sposób doczepić się do czegokolwiek. Żadne uderzenie nie jest przypadkowe. Od zawsze jako słuchacz i jako muzyk hołdowałem jednej regule określającej klasę perkusisty nie sposób jest grać z prędkością karabinu maszynowego (tego prędzej, czy później nauczy się każdy perkusista), sztuką jest grać powoli, nie nudząc. Feelingu się nie da wyuczyć – to się albo ma, albo nie…

  2. To prawda, koncerty po roku 1997 są inne i w większości niestety obnażają niedociągnięcia wokalne Chrisa. Ja jednak uważam, że do takiej kondycji wokalisty przyczyniło się nie tylko uzależnienie, ale też po prostu starzenie się. Głos Eddiego Veddera także się zmienił wraz z upływającym czasem. Natomiast na opisane przez Ciebie podejście Kima jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi. Nie wiem czy chcę sobie burzyć ten pozytywny obraz:) A Matt, no cóż, to, co napisałeś o nim jest kwintesencją tego, co sama o nim myślę. Sądzę też, że fakt, iż Matt nie „nudzi” swoją grą i właściwie w każdym projekcie brzmi inaczej to także zasługa jego fascynacji jazzem. Tam perkusja gra przecież dość specyficznie i ten sposób grania jest chyba niezłym sprawdzianem umiejętności.Ach, i rozwaliłeś mnie podsumowaniem Bena – „drwal, którego kumple oderwali od wyrębu lasu” – no w punkt po prostu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *