Pięćdziesiąt dwie świeczki do zdmuchnięcia pojawią się dziś na urodzinowym torcie muzyka, którego z pewnością nikomu nie trzeba przedstawiać. Najlepsze życzenia składam Jerry’emu Cantrellowi – gitarzyście, wokaliście i kompozytorowi większości przebojów Alice in Chains.
Ten – w mojej ocenie nieprzeciętny artysta zaczynał swoją przygodę z muzyką dość standardowo i na próżno szukać w jego historii jakichś fajerwerków. Jako dziecko Jerry uczęszczał na zajęcia chóru szkolnego, a nawet był jego przewodniczącym. Potem zainteresował się grą na gitarze, ale dopiero w wieku 18 lat zagrał swój pierwszy koncert ze szkolnym zespołem wykonującym m.in. covery Iron Maiden. Po kilku próbach założenia własnego poważnego zespołu rockowego, w 1987 roku poznał Layne’a Staley’a, którego wokal zrobił na nim piorunujące wrażenie. Jerry twierdził nawet, że ten szczupły i niepozorny mężczyzna „brzmiał jak 150-kilogramowy harleyowiec”. Wspomniany rok 1987 był nie tylko początkiem istnienia Alice in Chains i wspaniałego wokalnego duetu, ale także trwającej do śmierci Staleya przyjaźni między tymi dwoma muzykami. Do teraz Cantrell przy różnych okazjach,choćby podczas występów wspomina zmarłych członków zespołu: Mike’a Starra i właśnie Layne’a Staley’a oraz ciągle, na swój sposób, czci ich pamięć.
Oprócz albumów wydanych ze swoim macierzystym Alice in Chains, Jerry nagrał także dwie solowe płyty: „Boggy Depot” i „Degradation Trip”. Ta druga w całości zadedykowana została Layne’owi. Stylistycznie nie odbiegają one zasadniczo od dorobku Alice in Chains, są rasowe, rockowe, ostre. Taki jest zresztą styl grania Jerry’ego. W 2006 roku dzisiejszy jubilat został nawet laureatem nagrody Metal Hammer Golden Gods Award w kategorii “Riff Lord” przyznawanej przez czasopismo “Metal Hammer”. To wyróżnienie w ogóle mnie nie dziwi. Sposób gry na gitarze jaki prezentuje Cantrell jest charakterystyczny i rozpoznawalny, w głównej mierze inspirowany przez styl Tony’ego Iommi z Black Sabbath, choć sam Cantrell uważa się przede wszystkim za fana country, które według niego najlepiej oddaje ludzkie emocje. Wśród swoich bogatych muzycznych doświadczeń Jerry może pochwalić się współpracą z wieloma artystami, m.in. z Metalliką, The Cult, Heart, Deftones, Robertem Trujillo, czy Mike’iem Bordinem z Faith No More.
Doświadczenia Jerry’ego nie ograniczają się jedynie do tych muzycznych. Artysta pojawił się także w epizodycznych rolach w produkcjach filmowych. Wystąpił w: „Singles”, „Jerry Maguire” oraz „Rock Slyde”. Zagrał też główną rolę dziennikarki Nony w krótkim filmie promującym wydanie płyty „Alice in Chains” pt: „The Nona Tapes” oraz Donnie’go „Skeetera” Dollarhide’a Jr. w mockumencie o Alice in Chains pt:” AIC 23”. Cantrell nie ukrywa, że aktorstwo leży w sferze jego zainteresowań, uważam zresztą, że jest w tym kierunku naprawdę utalentowany.
Z ciekawostek natomiast warto wspomnieć, że muzyk jest współwłaścicielem baru o nazwie Dead Man’s Hand znajdującego się w Las Vegas, ale sam od roku 2003 pozostaje wolny od uzależnień. Został nawet wyróżniony nagrodą Stevie Ray Vaughan Award przyznaną mu za pomoc osobom uzależnionym w procesie wychodzenia z nałogu.
Jerry Cantrell jest bardzo płodnym, pracowitym artystą, który konsekwentnie realizuje swoje muzyczne wizje. Wiem, że wielu fanów Alicji uważa, że po śmierci Staleya zespół powinien był zawiesić swoją działalność lub wręcz rozwiązać się. Ja jednak sądzę, że dalsze granie było lepszym posunięciem. Cantrell ma bowiem w tej formule do zaoferowania własny, niepowtarzalny styl, pomysł na muzykę, dobry wokal i wspaniałe umiejętności gry na gitarze. A ponadto, scala grupę i wydobywa z niej potencjał. Szkoda byłoby to zmarnować.
Gdybym mogła życzyłabym dziś Jerry’emu tego, aby starczyło mu energii i chęci na jak najdłuższe aktywne działanie. Pomimo, że nie wybieram się niestety na żaden z europejskich koncertów Alice in Chains to jestem bardzo ciekawa tej trasy bo wierzę, że w obecnym składzie Alice in Chains drzemie niczym niezmącona muzyczna siła.