Wpisy

Won’t you come?

Wiecie co ostatnio przeczytałam w komentarzach na jednej ze stron poświęconych muzyce? Że utwór „Black Hole Sun” jest straszny, nie da się go słuchać i jest komercyjnym wymiotem grupy, która powinna się wstydzić, że go w ogóle stworzyła.

Ależ to obrzydliwe! Rozumiem, że można nie przepadać za tą kompozycją ale pisanie, że to coś okropnego jest, delikatnie mówiąc, daleko posunięta przesadą. Szczególnie biorąc pod uwagę kontekst powstania tego utworu, inspiracje, które są tu dobrze słyszalne, mistrzostwo kompozycyjne oraz zapadający w pamięć teledysk.

Chris Cornell skomponował „Black Hole Sun” w ciągu zaledwie 15 minut, najpierw wygwizdał melodię  do dyktafonu a następnie pomajstrował nieco przy metrum w zwrotkach i nadał całości tytuł zaczerpnięty z wypowiedzi zasłyszanej w audycji radiowej. I choć był to dopiero trzeci singiel pochodzący z albumu „Superunknown” to zapewnił, zarówno płycie jak i zespołowi, dozgonną rozpoznawalność. „Black Hole Sun” to, obok „Smells Like Teen Spirit”, „Alive” i „Would?” niezaprzeczalny hymn pokolenia, czy się to komuś podoba, czy nie. Utwór połączył różne gatunki muzyki – grunge, hard rocka, psychodelię, a całość zanurzona była w iście beatlesowskiej łagodności. Surrealistyczny tekst i videoclip dopełniły całości. Nawiązań do Beatlesów w przypadku „Black Hole Sun” było zresztą więcej bowiem zespół pracował nad tym utworem używając tzw. głośnika Lesliego, który był często wykorzystywany właśnie przez McCartneya i spółkę.

Okładka singla

Co ciekawe i co może stanowić świadectwo tamtych czasów, podczas rozdania nagród Grammy w 1995 roku zarówno „Black Hole Sun”, jak i singiel zwiastujący wydanie „Superunknown”, czyli „Spoonman” zdobyły statuetki. Ten pierwszy w kategorii Best Hard Rock Performance, natomiast ten drugi w kategorii… Best Metal Performance.

Myślę, że utwór Soundgarden zyskał tym większą popularność dzięki wspomnianemu, doskonałemu teledyskowi, którego reżyserią zajął się brytyjski filmowiec Howard Greenhalgh. Urzekające jest dla mnie to, że w tym samym roku ten pan współpracował również z Basią Trzetrzelewską przy tworzeniu videoclipu do utworu zatytułowanego „Yearning”. Jeśli jeszcze o tym nie wspominałam – szczerze uwielbiam muzykę Basi.

Ale wracając do teledysku z „naszej branży” to, choć przecież w tym roku mija prawie trzydzieści lat od jego powstania a w tym czasie technologia niezwykle się rozwinęła, nadal pozostaje on dla mnie jednym z najbardziej hipnotyzujących i niepokojących obrazów. Każda przedstawiona postać, każde ujęcie a nawet wykorzystana kolorystyka i dobór rekwizytów przyprawiają odbiorcę o ciarki. Również sceny z grającym na niby-łące (bo widzimy wyraźnie, że to sztuczna trawa) zespołem zmieniają się z sympatycznych w katastroficzne gdy wzmaga się wiatr a wszystko wokół zaczyna krążyć aż w końcu zostaje wchłonięte przez czarną dziurę. Myślę, że z powodzeniem można się tu doszukać określonej symboliki, być może nawet zahaczającej o swego rodzaju przyganę dla gatunku ludzkiego, ostrzeżenie przed tym, co może nadejść jeśli nie zmienimy swojej postawy.

Kadry z teledysku

Mam podejrzenia, że każdy z nas ma swoje ulubione sceny pochodzące z tego videoclipu. Moimi są ta z opiekającą się na grillu lalką Barbie, czeszącym się nożem osiłkiem (który nieodmiennie kojarzy mi się z Bobem z „Miasteczka Twin Peaks”) oraz wszystkie kadry ukazujące Chrisa, Matta, Kima i Bena, to jak zmienia się otaczająca ich sceneria a ich ruchy zostają spowolnione.

Na marginesie dodam, że Howard Greenhalgh w związku z „Black Hole Sun” przyznawał się do inspiracji „Blue Velvet” Davida Lyncha (szczególnie widocznej w scenie z machającym strażakiem) a głównym poleceniem jakie wydał występującym w teledysku aktorom brzmiało: ”Po prostu wyglądajcie kurewsko psychotycznie.” Efekt miał być surrealistyczny i profetyczny, miał też intrygować i niepokoić.

Jeśli dobrze się przyjrzycie, zauważycie zapewne, że w teledysku na szyi Chrisa wiszą dwie rzeczy – piękny model gitary Gretsch o nazwie Gold Sparkle Jet oraz specyficzny wisiorek w kształcie widelca. To drugie akcesorium było prezentem, który Chris otrzymał od swojego przyjaciela Shannona Hoona – wokalisty zespołu Blind Melon, jednego z tragicznych bohaterów lat 90-tych. Chris i Shannon przyjaźnili się jednak, przynajmniej na razie, nie jestem w stanie napisać niczego więcej o tej przyjaźni poza tym, że panowie zostali uwiecznieni razem na znikomej ilości zdjęć a namacalnym dowodem ich bliskiej relacji jest właśnie wspomniany naszyjnik.

Chris Cornell na planie teledysku

Niezwykle zaskakujące jest to, że utwór „Black Hole Sun” doczekał się coveru, którego autorem był… Paul Anka. Muzyk znany choćby dzięki hitowi „Diana” nagrał zresztą cały album z nietypowymi coverami i zatytułował go „Rock Swings”. Znajduje się na nim także jego interpretacja „Smells Like Teen Spirit” Nirvany. Szczerze mówiąc, wykonania te brzmią… dziwnie, bo o ile Johnny Cash robił takie rzeczy w sposób naturalny i niewymuszony a do tego wychodziły z tego prawdziwe perły, tak w tym przypadku czuć, że, owszem, to bardzo starannie opracowane, ale niestety pozbawione ducha aranżacje. Nienagannie odśpiewane, ale bez tego specyficznego nerwu, który jest im niezbędny do istnienia. 

Polecam Wam za to wykonanie Norah Jones z 23 maja 2017 roku, które nie jest niczego pozbawione, co więcej, mocno chwyta za serce. Oczywiście, szczególnie wymowny wydaje się być w tych okolicznościach (koncert zagrany został pięć dni po śmierci Chrisa Cornella) fragment „No-one sings like you anymore”, którym od czasu śmierci Chrisa często opatrywane są jego fotografie.

Rysunkowa wariacja Sama Taylora na temat teledysku do utworu „Black Hole Sun”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image