Wpisy

Alicja bez prądu

30 lipca 1996 roku to data ukazania się na rynku muzycznym absolutnie wyjątkowego albumu koncertowego. Tego dnia światło dzienne ujrzał bowiem zapis występu Alice in Chains w cyklu MTV Unplugged, który zespół dał w Nowym Jorku trzy miesiące wcześniej. Co ciekawe, wstęp ten był pierwszym po ponad dwuletniej przerwie pełnowymiarowym koncertem zespołu, jednak producent wykonawczy współpracujący z grupą – Alex Coletti uważał, że ten fakt ma szansę podziałać jedynie na korzyść całego przedsięwzięcia. No i w końcu to przedstawiciele MTV zwrócili się do Jerry’ego i spółki z propozycją pojawienia się zespołu na antenie, a nie odwrotnie.

Choć na płycie wszystko brzmi tak, jakby było zagrane bez najmniejszych potknięć, to tak naprawdę kilka utworów trzeba było wielokrotnie powtarzać zanim uzyskano zadowalający efekt. Rekordzistą pod tym względem był utwór„Sludge Factory”. Layne Staley mylił się bowiem w tekście kompozycji w związku z czym muzycy musieli zrobić do niej wiele podejść. Z trzynastu zaprezentowanych tego wieczoru utworów jedynie 5 nie wymagało wprowadzania poprawek. Były to: „Brother”, „No Excuses”, „Rooster”, „Heaven Beside You” oraz „Over Now”. Po raz pierwszy na żywo grupa zagrała wtedy wspomniany „Sludge Factory”, a także „Down in a Hole”, „Heaven Beside You”, „Over Now” i „Frogs”. Na koniec pojawił się też utwór premierowy, niewydany na żadnym longplayu Alice in Chains – „Killer is Me”.

Dobór kompozycji zagranych przez zespół w formacie unplugged z pewnością nie był przypadkowy. O ile niektóre z nich to niemalże „gotowce” jeśli chodzi o akustyczne aranżacje, tak inne nie są już takie oczywiste. Myślę choćby o „Angry Chair”, czy wspomnianym „Sludge Factory”, ale również o „Would?” i „Rooster”. To fajnie, że panowie pokusili się o zapewnienie tym utworom nowej otoczki i złagodzenie nieco ich wymowy.

Na okoliczność swego występu „bez prądu” muzycy Alice in Chains zaprosili do współpracy Scotta Olsona, drugiego gitarzystę grupy Heart, a za wykonanie fotografii dokumentujących to wydarzenie odpowiedzialny był natomiast nie kto inny jak sam Danny Clinch. Na tym nie koniec jednak „sławnych” nazwisk. Koncert kolegów oglądali bowiem muzycy Metalliki i pewnie dlatego przed „Sludge Factory” usłyszeć można króciutki fragmencik „Enter Sandman” zaintonowany przez Mike’a i Seana, a następnie wycinek „Battery” innego utworu z repertuaru Metalliki. Na basie Mike’a Ineza przez cały koncert widoczny był też wymowny, nawiązujący do nowego image’u Hetfielda i spółki napis brzmiący: „Friends Don’t Let Friends Get Friends Haircuts…”.

Koncertowi Alice in Chains towarzyszyła piękna, choć skromna scenografia i wyjątkowe oświetlenie w postaci kupionych przez samego Staleya świec i specjalnych lamp. Elementy te dodały występowi grupy niepowtarzalnego uroku i tworzyły we wnętrzu Majestic Theatre ciekawy, ciepły klimat. Który, nota bene, wspaniale zgrywał się z subtelnością aranżacji i emocjonalnością wykonania.

Niestety, wewnątrz zespołu nie działo się wtedy tak dobrze, a uzależnienie Layne’a Staleya od narkotyków postępowało. Fakt ten z pewnością nie pozostawał bez wpływu na relacje członków grupy, choć dla publiczności i widzów było to raczej niezauważalne. Zespół wydawał się być (i był) zgrany, a Cantrell i Staley śpiewający wspólnie niektóre partie wokalne brzmieli razem tak samo doskonale jak wcześniej. W atmosferze tego koncertu nie dało się więc wyczuć napięcia czy stresu, które pewnie w jakimś stopniu towarzyszyły muzykom, za to można było dostrzec braterstwo (choćby troskliwych spojrzeniach, jakie Jerry rzuca Layne’owi) czy dużą dbałość o dobór i sposób zaprezentowania repertuaru.

Postawą nie do uniknięcia była koncentracja niemalże wszystkich na osobie Layne’a Staleya. Tego wieczoru wyglądał krucho i niepozornie, ale wokalnie zmiótł wszystkich z powierzchni. Śpiewając niby bez wysiłku wkładał mnóstwo serca i energii w tworzone z Jerrym harmonie oraz perfekcyjne wykonanie (jego irytacja i bezsilność gdy po raz kolejny się myli rozdziera serce). Wszystko to uderza słuchacza tym mocniej, gdy uświadomi on sobie, że występ w nowojorskim studiu MTV był jednym z ostatnich koncertów z udziałem Layne’a Staleya.

W latach 90-tych kanał MTV, jak sugerowała jego nazwa, nadawał faktycznie właściwie wyłącznie muzykę, a koncerty z cyklu MTV Unplugged były pionierskim pomysłem tej telewizji. Występy Nirvany, Pearl Jam czy właśnie Alice in Chains uznawane są, nie tylko przeze mnie, za jedne z najlepszych w serii choć przecież w tamtym czasie swoje występy unplugged zarejestrowało mnóstwo wyjątkowych artystów, jak choćby Bob Dylan, Eric Clapton, Mariah Carey, The Cranberries, Stone Temple Pilots czy George Michael. Koncerty z tego cyklu odbywały się także po roku 2000, jednak już znacznie rzadziej trafić było można w tym zestawieniu na wykonawców rockowych.

Akustyczny występ Alice in Chains jest zatem nie tylko niewątpliwą ucztą dla uszu, ale również sentymentalnym powrotem do czasów świetności MTV. A poza tym, nade wszystko, kumulacją ogromnych emocji, innym wymiarem piękna i aranżacyjnym majstersztykiem.

1 thought on “Alicja bez prądu”

  1. Wpadka w Sludge Factory zarejestrowana jest na oficjalnym video tego koncertu. Widać tam też niestety, jak Layne był strasznie napruty… Ale i tak jest to mój ulubiony Unplugged.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image