„Prison Sex” to utwór pochodzący z wydanego 26 lat temu debiutanckiego albumu grupy Tool zatytułowanego „Undertow”. To płyta ze wszech miar przełomowa. Niby metalowa, a jednak melodyjna, w dużym stopniu wykrzyczana, ale przejmująca i poruszająca do głębi. W kompozycji „Prison Sex”, która pojawia się na płycie jako druga i wręcz powala słuchacza na kolana zespół dotyka intymnej sfery traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Nie sposób przejść obok niej obojętnie, bo to jeden z tych utworów, które niosą ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny. Maynard wnikliwie, a jednocześnie będąc oszczędnym w słowach potraktował tu temat wykorzystywania seksualnego dzieci. Czytając tekst „Prison Sex” nie można mieć wątpliwości, że opisany jest w nim dramatyczny cykl wykorzystywania polegający na tym, że doświadczająca zła ofiara przemocy seksualnej w dorosłym życiu często sama staje się katem. To, co kiedyś stanowiło źródło jej cierpienia, później stać się dla niej może źródłem zaspokojenia. Jeśli na jej drodze nie stanął nikt, kto pomógłby zburzyć ten schemat i uporać się z traumatycznymi zdarzeniami.
Maynard wyjątkowo realistycznie przedstawia problem molestowania, niemalże jak ktoś, kto sam doświadczył podobnych tragedii. Ale być może Keenan jest po prostu inteligentnym obserwatorem analizującym rzeczywistość i zgłębiającym problematykę ludzkich krzywd? Z pewnością taka tematyka jest mu bliska i w tekstach często sięga on po trudne wątki nie stroniąc od zadawania ciosów słowami. Nie potrzeba mu przy tym nadmiernej ilości wulgaryzmów, a czasem z pozoru niewinne sformułowanie może uruchomić lawinę myśli i wyobrażeń. Jak choćby fragment, w którym Keenan śpiewa: „Won’t you come a bit closer, close enough so I can smell you” (Podejdź bliżej, tak abym mógł cię powąchać), lub „I’ve got my hands bound and my head down and my eyes closed. My throat wide open.” (Mam spętane ręce, opuszczam głowę, zamykam oczy i otwieram usta). Dodatkowo poruszające jest to, że w trakcie utworu „I” zmienia się w „you” i nie mamy wątpliwości, że zło nie zostaje powstrzymane.
Nie sposób słuchać tego wszystkiego bez emocji. Szczególnie, że towarzyszący utworowi teledysk także nie pozostawia złudzeń. Choć wizualne ilustracje muzyki Tool są z reguły dość skomplikowane do zinterpretowania, to w tym przypadku dla uważnego widza te mroczne puzzle nie będą trudne do ułożenia. Bohaterami videoclipu są surrealistyczne postaci – jedna to archetyp osoby dorosłej, druga – dziecka. Dziecko przedstawione jest tu jako drewniana kukiełka pozbawiona nóg, które co prawda poruszają się, ale pozostają zawieszone na ścianie. Dorosły to lateksowa postać z długimi palcami, które w zachwycie suną po drewnianym korpusie i twarzy małej laleczki. Dziecko chce się wydostać z przeznaczonej dla niego szuflady, ale brak kończyn, a może również niewytłumaczalne przywiązanie do krzywdziciela uniemożliwia mu ucieczkę. Spotkania tych dwóch postaci są czymś w rodzaju pojedynków, które ostatecznie kończą się kapitulacją drewnianej kukiełki. Symboliczna wydaje się być tu scena malowania pędzlem po ciałku postaci dziecka. Dorosły pokrywa czarną farbą klatkę piersiową malucha niejako naznaczając go i wypełniając przepowiednię słów: „I’ve come round full circle.” (Zatoczyłem pełne koło). Ostatnia próba sprzeciwu wyrażona przez dziecko gestem podniesienia przez nie rączki również zostaje przez dorosłego stłumiona w zarodku.
Odkąd przeczytałam reportaż, a potem książkę Justyny Kopińskiej zatytułowane „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” pozycje te nieodmiennie kojarzą mi się z utworem Tool. Kopińska próbuje dotrzeć do źródła drzemiącego i uruchamianego w ludziach zła i bez epatowania dosłownością opisuje mechanizm nakręcania się spirali przemocy. Dotyczy to, w tym przypadku w głównej mierze przemocy seksualnej. Sytuacja, która miała miejsce w opisywanym w książce ośrodku prowadzonym przez siostry Boromeuszki dla przeciętnego człowieka jest po prostu niewyobrażalna. A jednak zło kwitło tam przez dziesiątki lat. Dzieci, które wychowywały opiekunki w ośrodku, poza ogromnymi traumami doznały również krzywdy wykształcenia się w wielu z nich schematu postępowania naznaczonego przemocą seksualną. Podopieczni opuszczali ośrodek i poza jego murami stosowali znane im z przeszłości sposoby budowania relacji z ludźmi, relacji opartych na zależności, uległości i zaburzeniach. Bardzo trudno ocenić tego typu zachowania, przecież to nie wina ofiar, że stały się oprawcami, ale jednocześnie nie sposób zignorować fakt, że to właśnie one, choć już w roli kata, popełniały wykroczenia a nawet zbrodnie krzywdząc innych. Warunki w sposób patologiczny urągające ludzkiej godności, w których wychowywali się podopieczni sióstr z pewnością w największym stopniu przyczyniły się do ich postępowania.
Zarówno „Prison Sex”, jak i publikacje Justyny Kopińskiej dowodzą po raz kolejny pozornie oczywistemu twierdzeniu, że osoby wychowujące dziecko mają przeogromny wpływ na to, jak rozwinie się osobowość młodego człowieka. I że są trochę jak Bóg – wszechmogące. Od tego bowiem jakie zachowania opiekunowie zaszczepią w świadomości dziecka zależy to, jak będzie się ono kształtowało na późniejszych etapach swego rozwoju. Nie każdy zdaje sobie sprawę z drzemiącego w tym zadaniu ogromu odpowiedzialności i to niezwykle dołujące, że nie wszyscy chcą rozwijać niezbędne w tym zakresie umiejętności. Maynard James Keenan ma na ten temat pogląd zbieżny z moim. Twierdzi bowiem, że, poza nielicznymi wyjątkami, lepiej jest mieć wiedzę niż jej nie mieć. I dotyczy to, moim zdaniem, wszystkiego – od kwestii fundamentalnych przez rzeczy dla nas nieprzyjemne i trudne, a na potrzebnej nam do życia wiedzy ogólnej kończąc.