Wpisy

Zakochałem się w „Królowej”

W roku 2012 Jan Niedźwiecki – pomysłodawca projektu „Queen Symfonicznie” w wywiadzie dla czasopisma „Twoja Muza” (branżowe czasopismo dla uczniów i studentów szkół artystycznych, ich rodziców i nauczycieli) przyznał, że marzy o zorganizowaniu trasy koncertowej, podczas której symfoniczne aranżacje przebojów zespołu Queen mogłyby zostać zaprezentowane szerszej publiczności. Na przestrzeni kolejnych pięciu lat to marzenie nie tylko się spełniło, ale zainteresowanie koncertami stało się tak duże, że bilety na „Queen Symfonicznie” trzeba teraz kupować z mniej więcej czteromiesięcznym wyprzedzeniem. Nic dziwnego, jest to bowiem przedsięwzięcie absolutnie wyjątkowe, któremu jego twórca poświęcił mnóstwo czasu i energii. Zapraszam Was na wywiad z Janem Niedźwieckim – nietuzinkowym, utalentowanym i charyzmatycznym muzykiem oraz pomysłowym człowiekiem.

Jan Niedźwiecki (fot. archiwum zespołu Alla Vienna)

The Superunknown: Przeczytałam kilka wywiadów z Panem i dowiedziałam się skąd zrodził się w Pana głowie pomysł na zagranie utworów Queen w symfonicznej odsłonie. Chciałabym jednak wiedzieć dlaczego padło akurat na Queen? Co uważa Pan za wyjątkowe w ich muzyce i czy łatwo przełożyć ją na język klasyki?

Jan Niedźwiecki: W 2011 roku zbliżała się 20 rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego – mojego muzycznego idola. Chciałem oddać mu cześć, przygotowując jednorazowy koncert wypełniony piosenkami grupy Queen w klasycznych aranżacjach. Klasycznych, ponieważ sam jestem muzykiem klasycznym, na co dzień pracuję jako kontrabasista w Filharmonii Łódzkiej. Szczęśliwie moją miłość do muzyki „Królowej” podzielają tysiące osób i koncertujemy nieprzerwanie od 7 lat.

Muzyka Queen jest niezwykle różnorodna, bogata, zróżnicowana stylistycznie, ciekawa harmonicznie, przez to blisko jej do muzyki klasycznej.

TS: Przyznaje Pan, że jest fanem muzyki zespołu Queen. Jak długo trwa Pana fascynacja tym zespołem i czy pamięta Pan kiedy i jak ona się zaczęła?

J.N.: Muzyka zespołu Queen towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa. Mój Tata – jeszcze na magnetofonie szpulowym – słuchał piosenek „Królowej”. Początkowo podobały mi się te najpopularniejsze, najbardziej melodyjne utwory. Później – jako nastolatek – sam zacząłem odkrywać inne, mniej znane, trudniejsze kompozycje zespołu i zakochałem się w tej muzyce bez reszty.

TS: Wyobrażam sobie, iż przygotowanie i wycyzelowanie takiego projektu to trudna i żmudna praca. Jak długo trwały przygotowania, kompletowanie zespołu, tworzenie aranżacji do tego, co dziś firmowane jest tytułem „Queen Symfonicznie”?

J.N.: Faktycznie, napisanie aranżacji zajęło najwięcej czasu. Każda piosenka to kilkanaście godzin spędzonych przed komputerem. Większość aranży pisałem w wakacje 2011 roku. Proszę sobie wyobrazić moje „poświęcenie” czy raczej olbrzymią chęć zrobienia czegoś „dla Freddiego” – zamiast odpoczywać na słońcu, siedziałem bowiem w domu przed komputerem „wklepując nutki”.

TS: Czy za aranżacje jest odpowiedzialny tylko Pan, czy inni także mają na nie wpływ? A co jeśli idzie o inne elementy show – stroje, choreografia itp., kto jest ich pomysłodawcą?

J.N.: Muzyka to w stu procentach mój wybór. Pozostałe elementy to w większości też moje pomysły. Nie do końca mogę zapanować tylko nad Freddiem – aktorem Mariuszem Ostrowskim (śmiech)

Queen Symfonicznie

TS: Który utwór w Pana ocenie był najtrudniejszym do zaaranżowania? Czy był taki, który przysporzył Panu kłopotów? Jakim kluczem posłużył się Pan w doborze utworów do Waszego repertuaru?

J.N.: Trudniej aranżuje się utwory proste, np. „Radio Ga Ga”czy “Another One Bites the Dust”. Trzeba wtedy bowiem wymyślić „swoje” kontrapunkty, dodatkowe warstwy, ale tak, żeby nie wypaczyć sensu i charakteru utworu. Więcej czasu spędziłem przy „Barcelonie” i „Good Company” ponieważ chciałem spisać dużo oryginalnych ścieżek z piosenek.

Dobór piosenek to jedno z największych wyzwań. Początkowo wypisałem ponad 30 tytułów, które chciałem przygotować. Zacząłem opracowywać te ulubione i po dwudziestu miałem już ostateczną setlistę.

TS:  Jaki jest Pana ulubiony utwór grany podczas Waszych koncertów i dlaczego akurat ten?

J.N.: Niezmiennie, od tylu lat z taką sama niecierpliwością czekam na „Bohemian Rhapsody”. Dla mnie to najpiękniejsza piosenka na świecie! Różnorodna, złożona, klasyczna, ale również rockowa.

TS: Czy koncertujecie również za granicą?

J.N.: Tak. Do tej pory dwukrotnie byliśmy na Słowacji – w Bratysławie. W przyszłym sezonie będziemy natomiast koncertować w Niemczech.

TS: Czy jest taki koncert, który wspomina Pan z największym sentymentem i dlaczego akurat ten? Czy zdarzały się koncerty gdy publiczność była bardzo bierna? Jak wtedy radzicie sobie z nietypowością sytuacji?

J.N: Dużym przeżyciem był dla nas pierwszy koncert w Krakowie, jednocześnie drugi w historii projektu (w 2012 roku). Po premierze w rodzinnej Łodzi, dla „naszej” gościnnej publiczności, w Krakowie uwierzyliśmy, ze to co robimy ma sens i może się podobać.

Zdarzają się koncerty, podczas których publiczność jest nieco wycofana. Wtedy dajemy jeszcze więcej „z siebie”. Pokazujemy, że na naszym koncercie można się rozluźnić, uwolnić emocje i dać ponieść zabawie.

Jan Niedźwiecki podczas koncertu Queen Symfonicznie

TS: Czy muzycy Queen słyszeli o Waszych dokonaniach? Jeśli tak, to czy zostało to jakkolwiek przez nich skomentowane? Czy mieliście okazję się spotkać?

J.N.: Kilka lat temu informacja o naszym projekcie ukazała się na stronie Briana Maya. Podczas ostatniej wizyty muzyków Queen w Łodzi zapytany o nas Roger Taylor obiecał nas wygooglować (śmiech).

TS:  Czy myśli Pan nad kolejnym tego typu projektem ale dotyczącym twórczości innego artysty?

J.N.: Uwielbiam muzykę rozrywkową z lat 50, 60 i rockową z lat 70. Oczywiście na tym tle jakościowo wybija się zespół The Beatles, ale raczej w najbliższej przyszłości nie planujemy podobnych projektów. Bardziej pociąga mnie muzyka filmowa i klasyczna. No i cały czas marzę o zrealizowaniu autorskiego projektu.

TS:  Jakiej muzyki Pan słucha najchętniej a jakiej Pan nie znosi?

J.N.: Wbrew pozorom nie słucham dużo muzyki z CD. Pracuję w Filharmonii i Szkole Muzycznej, w weekendy koncertujemy, więc w domu cenię sobie ciszę (śmiech). W telefonie mam muzykę rockową, klasyczną i filmową. Prawdę mówiąc nie przepadam za obecną muzyką rozrywkową. Kilka lat temu koncertowaliśmy z DJ w dyskotekach. Musiałem wtedy przesłuchać płyty gwiazd popu i opracować aranże. Większość utworów opiera się na dwutaktowych, czteroakordowych pomysłach. Na popisy instrumentalne, czy inspirujące teksty też trudno liczyć… O powrocie disco polo chyba nie warto w ogóle wspominać…

TS: Dlaczego w takim razie, choć to daleka Panu stylistyka zdecydował się Pan jednak na koncerty z DJ’em? Jak dużo ich było i czy, pomimo wszystko pozytywnie Pan wspomina to doświadczenie?

J.N.: Zagraliśmy wspólnie cztery koncerty w dyskotekach w Łodzi, Katowicach, Bielsku-Białej i pod Krakowem. To było niecodzienne doświadczenie, bardziej „kulturowe” niż muzyczne. Mamy teraz masę śmiesznych wspomnień i anegdot. Zdecydowałem się na to, ponieważ lubię wyzwania i współpracę z młodymi  kreatywnymi ludźmi.

Queen Symfonicznie (fot. Aga Krysiuk)

TS:  Kto jest dla Pana muzycznym wzorem, kimś w rodzaju guru?

J.N.: Kiedy byłem młodszy moim wzorem był mój Wujek Janek – flecista z Alla Vienna. Uczył  mnie harmonii, pokazywał muzykę rozrywkową itp. Obecnie lubię czytać i inspirować się biografiami wielkich artystów różnych epok i stylów – Artura Rubinsteina, Franka Sinatry, Freddiego… Ich dążenie do perfekcji, szacunek do pracy, ale też radość z życia imponują mi. To mój kierunek, cel, do którego dążę.

TS: Na moim blogu najwięcej miejsca poświęcam muzyce grunge. Czy w jakimkolwiek stopniu ceni Pan i zna ten gatunek?

J.N.: Dorastałem w latach 90. Na topie była wtedy Nirvana, Pearl Jam, Soundgarden. Oczywiście znam wszystkie przeboje gatunku, ale nigdy nie „wsiąkłem” w tą stylistykę.

TS: Pomimo tego, że Pana głównym nurtem jest muzyka klasyczna, to czy są tacy wykonawcy muzyki rozrywkowej, których uważa Pan za artystów?

J.N.: W ogóle nie myślę tymi kategoriami. Szczerze powiedziawszy wielu muzyków rozrywkowych wyżej cenię od klasyków. Nie znam nikogo w Filharmonii kto umiałby napisać i zagrać takie solo jak np. Brian May w „Bohemian Rhapsody”. Kiedy słucham duetów Luciano Pavarottiego z wokalistami rozrywkowymi bardziej przemawiają do mnie głosy rockowe. Ale oczywiście wolę Luciano w operach Verdiego niż piosenkarzy.

TS:  Co sądzi Pan na temat tzw. tribute bandów i czy uważacie się za tego typu zespół?

J.N.: Skoro ludzie chcą na żywo posłuchać niekoncertującego zespołu, to chyba dobrze, że mogą zrealizować swoje pragnienie. Takie zespoły podtrzymują tradycję i pewnie też zdobywają nowych słuchaczy dla legend rocka. O nas myślę, że jesteśmy raczej projektem coverującym grupę Queen.

TS: Czy uważa Pan, że edukacja muzyczna jest ważna dla rozwoju dziecka? Jak Pan to postrzega z punktu widzenia zarówno rodzica, jak i muzyka?

J.N.: To oczywiste oraz naukowo udowodnione, że edukacja muzyczna sprzyja i pomaga w rozwoju dziecka. Sam posyłam swoje dzieci do takiej szkoły i polecam to wszystkim, także osobom nie wiążącym przyszłości dziecka z muzyką. Możliwość obcowania ze sztuką, ciekawymi ludźmi, wrażliwymi  rówieśnikami czy obycie ze sceną z pewnością wzbogaci osobowość i przyda się każdemu człowiekowi.

TS: Dziękuję za rozmowę i życzę Państwu dalszych sukcesów w realizowania aktualnego oraz kolejnych muzycznych projektów.

2 thoughts on “Zakochałem się w „Królowej””

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image