Dwadzieścia lat temu swoją premierę miał ostatni do momentu wydania „Telephantasm” w 2010 roku album Soundgarden pt: „A-sides”. Tytuł krążka sugerowałby słuchaczowi, iż będzie miał on do czynienia jedynie z zestawem utworów wydanych jako single zespołu. Nic bardziej mylnego. Otóż, okazuje się, że w tym zestawieniu nie znalazły się „Room a Thousand Years Wide” oraz „My Wave” choć oba były singlami Soundgarden. Za to na płycie usłyszymy „Get on the Snake”, który w ogóle nie został wydany jako singiel oraz „Nothing to Say”, który stanowił stronę B singla „Hunted Down”. „Nothing to say” otwiera nawet płytę „A-sides”. Wydawnictwo zawiera też jeden utwór premierowy – pochodzący z sesji „Down on the Upside” – „Bleed together”. Został on co prawda wydany na stronie B singla do „Burden in my Hand”, ale nie pojawił się do tamtej pory na żadnej długogrającej płycie zespołu. „Bleed together” jest dodatkiem do dzisiejszego wpisu. Niezależnie od tego, czy utwór jest Wam znany czy też nie – zachęcam Was do kliknięcia i delektowania się świetną muzyką.

Ciągle posługuję się terminami „strona A” singla i „strona B” singla. „To single mają strony? Przecież płyty CD nie mają stron!” – zdziwi się młody czytelnik. No tak, ale gdy single są wydawane „po staremu”, czyli na płytach winylowych wtedy mają strony: A i B, a płytę po przesłuchaniu jednej jej strony trzeba przełożyć na drugą. Zwykle na tej drugiej są umieszczane np. remiksy lub wykonania live.
Uważam, że „A-sides” jest dobrą opcją szczególnie dla początkującego fana zespołu, podobnie zresztą jak „Telephantasm” (niektóre utwory jednak powtarzają się na obu płytach). Według mnie, „A-sides” i „Telephantasm” stanowią swoistą klamrę spinającą przeszłość z przyszłością. „A-sides” kończyło pewien etap działalności Soundgarden, a „Telephantasm” otworzyło nowy jej rozdział.

Rok 1997, czyli rok wydania „A-sides” nie był wyjątkowo szczęśliwy dla panów z Soundgarden. Był to bowiem rok, w którym postanowili oni zawiesić swoją działalność. Wiemy, że reaktywowali się w 2010 roku a nawet zagrali wyprzedany na pniu koncert pod szyldem Nudedragons (anagram słowa Soundgarden), a potem wydali „King Animal” i wrócili do wspólnego grania na dobre. Jednak wtedy, w roku 1997 wyglądało na to, że zespół rozpada się na zawsze. Szczególnie, że atmosfera w grupie była napięta i nieciekawa już w trakcie trasy promującej album „Down on the Upside”. Skończyło się tym, iż podczas występu Soundgarden na Hawajach 9 lutego 1997 roku negatywne nastroje sięgnęły zenitu i sfrustrowany problemami technicznymi Ben Shepherd rzucił basem w publiczność, Kim Thayil również odstawił gitarę, a następnie obaj zeszli ze sceny i o mały włos a na backstage’u doszłoby między nimi do rękoczynów. Chris Cornell i Matt Cameron natomiast – w poczuciu obowiązku wobec fanów, którzy zapłacili za bilety – dokończyli koncert grając w duecie. To wydarzenie przelało czarę goryczy i zespół postanowił o zawieszeniu swojej działalności. „A-sides” był więc poniekąd albumem na pożegnanie. W tamtym momencie nikt chyba nie przypuszczał, że po 15 latach milczenia jako zespół, Soundgarden – niczym Feniks – odrodzi się z popiołu i to w tak wyśmienitym stylu.