Sto trzydzieści dwa lata. Tyle czasu upłynie w tym roku od momentu narodzin amerykańskiego baseballisty pochodzącego z małego miasteczka w Georgii o nazwisku Tyrus Raymond Cobb. Zmarły w 1961 roku Cobb był sportowcem, który osiągał wybitne wyniki w uprawianym przez niego profesjonalnie baseballu, a w czasie trwania swej kariery zasilał głównie skład Detroit Tigers i zyskał nawet przydomek „The Georgia Peach”. Jak to się ma do tematyki tego bloga, zapytacie. Otóż, nazwisko sportowca stało się tytułem jednego z utworów Soundgarden zamieszczonych na wydanej w 1996 roku płycie „Down on the Upside”. Jeśli nadal nie ma dla Was jasności w kwestii związku Ty Cobba z tematyką kompozycji Soundgarden – czytajcie dalej.
Ty Cobb, oprócz tego, że był wyśmienitym baseballistą, uznawanym do dziś za jednego z wybitniejszych przedstawicieli tego sportu posądzany był również o wyjątkowo niesportowe zachowania, czasem niefrasobliwe, a czasem wręcz agresywne i rasistowskie. Wydaje się, że Cobb był temperamentnym człowiekiem, u którego pasja do sportu przełożyła się na równie emocjonujące życie w ogóle. I w tym miejscu docieramy do utworu Soundgarden – specyficznego, szybkiego, pędzącego i w dużej mierze wywrzeszczanego, z charakterystyczną zagrywką na mandolinie. Tekst kompozycji to jakby przedstawienie punktu widzenia wyjątkowo zatwardziałego umysłowo człowieka, takiego, który nie znosi kompromisów i którego racja jest „najmojsza”. Najciekawsze, że tekst ten nie był wcale pisany z myślą o Ty Cobbie ale z tą właśnie postacią skojarzył go kompozytor muzyki – Ben Shepherd. Chodziło, jak sądzę, o to, że w słowach „Ty Cobb” zawarta jest właśnie swego rodzaju brutalność i pogarda dla świata. Tak więc, biorąc pod uwagę historię protoplasty, tytuł utworu jest idealny dla wyznania będącego kwintesencją negatywnych emocji.
Pomijając sam refren, w którym jak mantra powtarzane są słowa „Fuck you all” (ponoć „the F word” pojawia się tam aż 21 razy), czytając fragment: “Sick in the head sick in the mouth / can’t hear a word you say / Not a bit, and I don’t give a shit / I got the glass, I got the steel, I got everything / All I need is your head on a stake” nie mamy wątpliwości, że bohater nastawiony jest do ludzi wyjątkowo nieprzyjaźnie. Co więcej, mam wrażenie, że wspomniana wcześniej mandolina, nawiązywać ma do stylistyki country granego dla mieszkańców południa Stanów Zjednoczonych określanych pejoratywnym mianem „rednecks”. To trochę takie „do tańca i do różańca”, z przekazem trafiającym na podatny grunt amerykańskiej zaściankowości. Oczywiście dosłowność jest tu przerysowaniem, żaden z muzyków nie identyfikował się bowiem z zawartymi w tekście prawdami. Ale tych kilkanaście krótkich wersów wyraża więcej niż najdłuższe manifesty czy analizy.
Z muzycznego punktu widzenia „Ty Cobb” jest po prostu świetnym, rockowym numerem, który wywołuje w słuchaczu chęć zjednoczenia się z pogującym tłumem. To trzy minuty i pięć sekund mocy w czystej postaci, dobrej do wyładowania złej energii i oczyszczenia umysłu.
Każdy z Was zapewne zna oryginalną wersję utworu, zostawiam Was zatem z jego albumowym wykonaniem. W wersjach live niestety utwór ten grany był bez wykorzystania mandoliny a to ona, jak dla mnie stanowi o niepowtarzalnym klimacie tej kompozycji.