6 grudnia 1994 mijało mniej więcej 3 miesiące odkąd przetrwałam swój pierwszy dzień w szkole średniej. W tamtym czasie ta data oznaczała dla mnie jedynie tyle, że przypada wtedy Dzień Świętego Mikołaja. Jednak już dwa lata później, wraz z wybuchem mojej fascynacji grunge’em Mikołajki, podobnie jak ja sama nabrały zupełnie innego charakteru. Od tamtej pory 6 grudnia 1994 kojarzyć zaczęłam muzycznie, ponieważ jest to data wydania albumu „Vitalogy” grupy Pearl Jam, płyty, która z wielu powodów jest wydawnictwem niezwykłym.
Po pierwsze, o niezwykłości tego albumu świadczyć może jego koncept graficzny. Opierał się on na wyglądzie encyklopedii dotyczącej zdrowia z 1899 roku, którą Eddie Vedder nabył w antykwariacie. Postanowiono zachować tytuł encyklopedii i nadać go płycie, wraz z reprodukcją oryginalnej okładki. Fragmenty książki ilustrują i opisują poszczególne utwory, a poza tym we wkładce można też zobaczyć zdjęcie rentgenowskie zębów Eddiego, które umieszczono tam zamiast tekstu do utworu „Corduroy”. Warto wspomnieć, że zespół w ok. 40% sam sfinansował projekt okładki, ponieważ muzykom zależało na takim jej wyglądzie, który będzie w największym stopniu korespondował z zawartością. Początkowo padł pomysł nadania płycie tytułu „Life” jednak „Vitalogy” (tłumaczone jako: nauka o życiu; od vital – żywotny) wydawało się być ciekawszym rozwiązaniem.
Nietypowość „Vitalogy” polega również, a może przede wszystkim na tym, jaką muzykę na niej umieszczono. Czas nagrywania płyty był momentem swego rodzaju rewolucji. W zespole przestał dominować Stone Gossard a zaczął Eddie Vedder. Wokalista częściej sięgał po gitarę, przyjęto też inną strategię kompozytorską w związku z czym panowie mieli dużo więcej materiału, z którego można było „lepić” kolejne utwory. Eddie od tego momentu zaczął wywierać spory wpływ na brzmienie zespołu oraz przyjął – w sposób naturalny – pozycję lidera. Vedder wzbraniał się na przykład przed umieszczeniem na płycie utworu „Better Man” i o mały włos utwór ten, który dziś jest jedną ze sztandarowych kompozycji Pearl Jam nie znalazłby swego miejsca również na tym albumie. Ostatecznie zespół znalazł sposób na takie wykonanie „Better Man”, które usatysfakcjonowało wszystkich członków i piosenka na płycie jest. Wiele emocji słuchaczy wzbudziła też kompozycja „Immortality”, sądzono bowiem, że tekst utworu jest bezpośrednim nawiązaniem do samobójczej śmierci Kurta Cobaina. Pearl Jam utrzymują jednak, iż utwór powstał wcześniej i nie można go łączyć z wydarzeniami z kwietnia 1994 roku.
„Vitalogy” przez wielu traktowany jest jak album eksperymentalny. Obok standardowych, rockowo-grunge’owych kompozycji, jak „Spin the Black Circle” czy „Not for You” znajdziemy tu bowiem choćby utwory „Aye Davanita” czy „Pry To”, które są swoistymi interludiami. Zdecydowanie najbardziej niestandardowo wypadają: „Bugs” – kompozytorsko-tekstowy wygłup Eddiego zagrany na akordeonie, który jest metaforą sławy i braku prywatności oraz „Hey Foxymophandlemama, that’s Me”, znane także jako „Stupid Mop” – kończące album psychodeliczne, pełne nieokreślonych dźwięków nagranie, w którym słychać wypowiedzi pacjentów oddziału psychiatrycznego. Są tacy, którzy uważają to nagranie za zbędne, odgrywa ono jednak w pewnym stopniu znaczącą rolę w historii Pearl Jam ponieważ „Stupid Mop” był czymś w rodzaju pasowania na członka zespołu dla Jacka Ironsa, który zastąpił Dave’a Abbruzzese’a na stanowisku bębniarza. Różnice poglądowe pomiędzy Dave’em a Eddiem był tak bardzo nie do pogodzenia, że zespół podjął decyzję o rozstaniu z dotychczasowym perkusistą i od momentu wydania „Vitalogy” na stałe związał się z Jackiem Ironsem. Jak wiemy, nie na długo ponieważ już w roku 1998 Jack Irons ustąpił miejsca Mattowi Cameronowi a ten gra z zespołem do dziś.

Pomimo eksperymentalnej formuły albumu, płyta zadebiutowała na pierwszym miejscu listy Billboard 200. Członkowie zespołu nie byli do końca przekonani do całokształtu materiału, jednak czas pokazał, że „Vitalogy” obroniło się i wygenerowało kilka utworów natychmiast kojarzących się z zespołem oraz często granych na koncertach. Wydano sześć singli z płyty, ale do żadnego nie nakręcono teledysku (zgodnie z filozofią zespołu, co zmieniło się dopiero wraz z wydaniem singla „Do the Evolution” z „Yield”).
Członkowie zespołu wspominają pracę nad płytą jako trudną. Mike miał wtedy duży problem z alkoholem i narkotykami, i – jak sam twierdzi – niewiele pamięta z ówczesnych sesji nagraniowych, podczas gdy Stone z początku nawet nie lubił „Vitalogy” by po latach uznać ją za swój ulubiony album. „Vitalogy” jest zatem dowodem na to, że do pewnych rzeczy, nawet tych skomplikowanych trzeba dojrzeć. „Vitalogy” nie jest co prawda moją ulubioną płytą Pearl Jam ale choćby „Immortality” kocham miłością bezgraniczną.
*tytuł jest fragmentem utworu „Last Exit” otwierającego album „Vitalogy”