Pamiętacie koszulkę Kurta Cobaina, w której pojawił się na rozdaniu nagród MTV w 1992 roku? Widniała na niej charakterystyczna grafika przedstawiająca okładkę płyty Daniel Johnstona zatytułowaną „Hi, How Are You”, która wywarła na Cobainie duże wrażenie.
W koszulce z taką samą grafiką podczas naszego skype’owego spotkania wystąpił Adam Zdrodowski – tłumacz polskiego wydania autobiografii Dave’a Grohla „The Storyteller. Opowieści o życiu i muzyce”, która ukazała się 9 listopada tego roku nakładem Wydawnictwa Marginesy. Było to piękne i symboliczne nawiązanie do czasów naszej młodości.
Adam okazał się prawdziwym pasjonatem, człowiekiem kochającym muzykę, i to nie tylko platonicznie (sam ją bowiem tworzy), a także tłumaczem, który z dużą radością podjął się niełatwego zadania przełożenia nadpobudliwych myśli Dave’a Grohla na język polski.
Jak wyglądała praca nad przekładem, co było w tym procesie największym wyzwaniem, co najbardziej poruszyło Adama oraz jak to jest wejść w buty Dave’a Grohla – o tym wszystkim i o wielu innych kwestiach przeczytacie poniżej, w wywiadzie, którego Adam niedawno mi udzielił. Zapraszamy.
Cześć Adam. Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać o książce, która, przyznaję, w oryginale zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pewnie jestem nieobiektywna w ocenie, bo po prostu uwielbiam Dave’a Grohla ale „The Storyteller” może, według mnie, z powodzeniem służyć za przykład takiego sposobu pisania, który powoduje, że jesteś w stanie usłyszeć, jak autor opowiada te wszystkie historie. Tym bardziej jestem ciekawa Twoich refleksji i to zarówno tych na temat samej treści, jak i pracy nad jej przekładem.
- Jesteś znany głównie ze swojej własnej twórczości oraz przekładów poetyckich. Czy zrobienie przekładu „The Storyteller. Opowieści o życiu i muzyce” było Twoim pomysłem czy to wydawnictwo się do Ciebie zgłosiło z taką propozycją? Opowiedz, jak to się w ogóle zaczęło.
Od 20 lat jestem tłumaczem. Wydałem cztery książki z wierszami, a od niedawna piszę opowiadania i robię muzykę. Można powiedzieć, że jako tłumacz wyspecjalizowałem się w krótkich formach – poezja, eseje, opowiadania, teksty do czasopism, między innymi dla „Przekroju” i „Newsweeka”, teksty do katalogów wystaw. Parę lat temu pojawiła się propozycja od Wydawnictwa Marginesy, żeby przetłumaczyć powieść Sarah Perry „Wąż z Essex” Przełożyłem ją z przyjemnością, a po jakimś czasie zwierzyłem się Adamowi Pluszce – redaktorowi Marginesów – że najbardziej chciałbym potłumaczyć coś o muzyce, raczej rockowej, bo jestem psychofanem. Tak się szczęśliwie złożyło, że Adam miał akurat na biurku „The Storyteller” Dave’a Grohla i zapytał, czy jestem zainteresowany. Byłem, i tak się to wszystko zaczęło. Co ciekawe, nie znałem książki, zgodziłem się niemal w ciemno, zerknąłem tylko na parę fragmentów. Dzięki temu tłumaczenie było przygodą.
- Dlaczego zatem zdecydowałeś tłumaczyć książkę napisaną przez muzyka, pełną kolokwializmów a nawet wulgaryzmów, tak inną od poważnej literatury czy poezji?
Przede wszystkim wiedziałem, że research dotyczący tej książki będzie dla mnie fascynującym zadaniem. Sporo już wiedziałem o Nirvanie, punku, grunge’u czy Foo Fighters, ale czułem, że dowiem się więcej i to z perspektywy pierwszoplanowego gracza na tej scenie. I tak było, poznałem wiele nowych faktów, podczas pracy sięgałem po muzykę wspomnianych przez Dave’a zespołów, i miałem z tej roboty dużą frajdę.
Tak naprawdę nie wiem, czy w ogóle da się porównać tłumaczenie poezji i tłumaczenie książki takiej jak „The Storyteller”. W przypadku poezji wyzwaniem dla tłumacza jest to, że ma się do czynienia z maksymalną kondensacją treści, a przekład musi być zarazem dobrym wierszem, jak i zachować wierność oryginałowi. Z każdej strony na tłumacza czyhają w związku z tym pewne wyzwania i pułapki. Jest sporo ograniczeń, choć, paradoksalnie – kiedy znasz ograniczenia, w ich obrębie możesz sobie pozwolić na wiele; to jest sfera wolności tłumacza.
Książka taka jak „The Storyteller” – swobodna pełna dygresji i anegdot narracja – daje jednak więcej luzu, swobody, nic się przecież nie stanie, jeśli moje zdanie będzie trochę dłuższe lub krótsze niż w oryginale (choć lepiej nie przesadzać). W przypadku poezji zwykle taki zabieg jest niemożliwy do zastosowania.
- Czy w ogóle interesujesz muzyką, a jeśli tak, to jakiej muzyki najchętniej słuchasz?
Tak, oczywiście! Zacząłem słuchać muzyki bardzo wcześnie i chyba ta największa, nastoletnia, wręcz dziecięca, fascynacja nią zaczęła się w moim przypadku od „Enter Sandman” Metalliki (choć już wcześniej bardzo lubiłem the Beatles). Chwilę później pojawiła się w moim życiu Nirvana, której brzmienie totalnie ścięło mnie z nóg. Metallica to był po prostu czad, coś cool, ale w Nirvanie była jakaś wściekłość i desperacja. Był to, mniej więcej, rok 1992, miałem trzynaście lat. Potem poznałem jeszcze albumy „Bleach” i „Incesticide” i równolegle trafił do mnie Pearl Jam, a konkretnie płyta „Ten”, której słuchałem w kółko… leżąc w łóżku z ospą.
Muszę przyznać, że najbliżej jest mi do muzyki rockowej, ale na pewno nie do rocka środka. W moim przypadku to raczej metal, punk, post-punk, grunge, a nawet ekstremalne rejony, jak grindcore. Mocna muza dobrze mi robi na głowę; jednak upodobanie do muzyki ekstremalnej przyszło, kiedy byłem już w miarę zaawansowanym wieku (po trzydziestce).
- A propos wieku, jesteśmy równolatkami więc oboje dorastaliśmy w czasie gdy grunge święcił triumfy. Ja zainteresowałam się tym gatunkiem dopiero w okolicy roku 1997, czyli w gruncie rzeczy u jego schyłku. A jak było z tobą? Czy i ciebie dosięgło szaleństwo na punkcie grunge’u?
Miałem dostęp do MTV, co w tamtych czasach nie było wcale takie oczywiste, a co piątek Radio WAWA transmitowało rockową listę przebojów Z-Rock 50 z Los Angeles. Cztery godziny muzyki, od 20:00 do północy. I było tam wszystko, czego młody słuchacz mógł zapragnąć – obok pudel-rocka w stylu Poison i rockowych klasyków grano Nirvanę, Soundgarden czy Pearl Jam. To było dla mnie niesamowite odkrycie.
Grunge, który szybko stał mi się bliski sprawił także, że zainteresowałem się grą na gitarze. Oczywiście nie ominęła mnie także moda na flanele, koszulki z nazwami zespołów, ale na pewno nie te z kolekcji Marca Jacobsa.
- Wspominasz Nirvanę i Pearl Jam. Czy któryś z tych zespołów mógłbyś określić jako swój ulubiony? Czy masz ulubioną płytę reprezentującą ten gatunek?
Z grunge’u faktycznie najbliżej było mi zawsze do Nirvany i Pearl Jam, choć ci drudzy moim zdaniem nie byli stricte grunge’owi. Za to Nirvanę wtedy ceniłem za intensywność, a dziś cenię za songwriting, o wiele bardziej złożony niż się wydaje. Lubię posłuchać Alice in Chains, ale nie za często. Podobały mi się single „Would?” i „Them Bones”, ale na całą płytę „Dirt” mogłem sobie pozwolić dopiero w okolicach roku 1995. Lubię też ich EP-kę „Jar of Flies”. Natomiast popularny wówczas „Badmotorfinger” Soundgarden nieco mnie zmęczył, no i przez długi czas miałem też uraz do piosenki „Black Hole Sun” z „Superunknown” ponieważ był taki moment, gdy utwór ten na okrągło leciał w MTV (dziś lubię obydwa albumy).
Fakt, że Nirvanę i Pearl Jam cenię sobie oczko wyżej niż resztę wynika z tego, że ciężko znoszę tak wysokie stężenie negatywnych emocji obecne w muzyce Alice in Chains czy (w mniejszym stopniu) Soundgarden. A zarazem to coś, co mnie interesuje i trochę przyciąga.
Pamiętam dobrze dzień, gdy dowiedziałem się o śmierci Kurta Cobaina (kończyłem podstawówkę i byłem już fanem Nirvany). Moja klasa szła na wycieczkę do Muzeum Karykatury (przed zbiórką omówiliśmy się z kolegami przy Barbakanie; wtedy po raz pierwszy w życiu zapaliłem zioło). Po powrocie do domu usłyszałem, że Kurt popełnił samobójstwo. Bardzo mnie to poruszyło; wieczorem zadzwoniłem do koleżanki, która strasznie mi się podobała, żeby porozmawiać o Kurcie i swoim przygnębieniu.
- Wracając do „The Storyteller”, pełnego przecież wspomnień i anegdot z przeszłości, choć akurat tych dotyczących Kurta w bardzo oszczędnych dawkach. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem tego przekładu?
Chciałbym zaznaczyć, że gdybym czytał tę książkę jedynie jako fan, bardzo by mi się podobała. Być może uznałbym, że tekst jest miejscami nieco zbyt kwiecisty czy zbyt detaliczny, szczególnie, że mam wrażenie, że Grohl ma wyjątkowo dobrą pamięć do szczegółów, co czasem pozostawia zbyt mało przestrzeni dla wyobraźni czytelnika. Te jego drobiazgowe opisy wszystkiego! Trzeba przebrnąć przez wiele przymiotników zanim dotrze się do rzeczownika. To nie zawsze dobrze wypada po polsku. Dodatkowym wyzwaniem był też na pewno kontekst kulturowy. Często chodzi o popkulturowe detale, oczywiste dla kogoś, kto dorastał w latach 70-tych w Wirginii, a cokolwiek enigmatyczne dla polskiego czytelnika dziś. Ogólnie – rzecz czyta się z przyjemnością, to niezwykle soczysty tekst, lekki i dowcipny, ale tłumaczy ciężko, bo każde zdanie trzeba wymyślić na nowo.
- Zdradź proszę co było dla Ciebie najprzyjemniejsze w pracy nad tym przekładem lub która z opowiedzianych przez Dave’a historii najbardziej zapadła Ci w pamięć?
Był jeden poruszający moment. Akurat tłumaczyłem rozdział, w którym Dave opisuje roadtrip, jaki odbył z Taylorem Hawkinsem. Pisze, że Taylor to jego najbliższy przyjaciel w zespole, że świetnie się ze sobą dogadują i doskonale razem bawią. I właśnie wtedy podano wiadomość o śmierci Taylora. Na tym etapie miałem już za sobą tłumaczenie fragmentów poświęconych Kurtowi Cobainowi oraz rozdziału o przedwczesnym odejściu przyjaciela Dave’a z dzieciństwa, i nagle dowiaduję się, że ten facet traci już trzecią z najbliższych mu osób; i znów ten ktoś odchodzi przedwcześnie. To bardzo poruszające i zmienia też nieco znaczenie „The Storyteller”. Natychmiast przychodzi ci do głowy niemiła myśl, że gdyby Dave miał napisać „The Storyteller” dziś, po śmierci Taylora, byłaby to inna książka.
- A odrywając się nieco od tego wyjątkowo ciężkiego kontekstu, według mnie Dave Grohl to człowiek z gatunku „chodząca anegdota” i uwielbiam słuchać jego opowieści „z życia wziętych”. Czy któryś z tego typu fragmentów „The Storyteller” wyjątkowo Ci się podobał?
Świetna była, według mnie, historia z odnalezionym po latach portfelem, ale także ta o wspólnym graniu z Iggym Popem, którego sam bardzo lubię i niedawno widziałem na Off Festivalu. Podobały mi się również historie nowoorleańskie.
Duże wrażenie robiły też na mnie opisy relacji Dave’a z matką Virginią, która od początku miała wyjątkowe podejście do wychowania syna. Obdarzyła go po prostu ogromnym zaufaniem i pozwoliła mu kroczyć swoją ścieżką. Dała mu wolność i wspierała jego decyzje, nie protestowała przeciwko temu, jak chce spełniać swoje marzenia. Można mu tego jedynie pozazdrościć.
- Wracając do spraw przyziemnych – jak długo trwała praca nad przekładem? Czy był to żmudny proces?
Oczywiście miałem narzucony deadline i wydaje mi się, że po jego delikatnej korekcie praca nad „The Storyteller” trwała w sumie jakieś trzy i pół miesiąca. Nie było jednak tak, że w tym czasie zajmowałem się niczym innym. Wpadały drobne zlecenia, które – choć odrywały mnie od tego dużego – stanowiły też potrzebną odskocznię. Kilkumiesięczna, codzienna praca nad jedną książką może znużyć, czasem trzeba zmienić rytm.
Nieoceniony okazał się mój nauczyciel-realizator-nagrań-producent Arek Grochowski, z którym konsultowałem terminologię, przegadałem sprawy okołomuzyczne. Zanim dostałem zlecenie, z czystej ciekawości i dla frajdy, oglądałem też sporo materiałów video i filmów dokumentalnych zrealizowanych przez Dave’a – na przykład „Back and Forth” i „Sonic Highways”. Już w trakcie pracy nad przekładem sięgnąłem po „What Drives Us” i „From Cradle to Stage” – ten ostatni to miniserial na podstawie książki matki Dave’a, Virginii. Rzecz opowiada o matkach muzyków i rzuca ciekawe światło na relację Virginii Grohl z synem.
- Czy po doświadczeniach z „The Storyteller” chciałbyś jeszcze przetłumaczyć jakąś książkę o tematyce muzycznej?
Podpowiadasz, że warto zajrzeć do biografii Chrisa Cornella („Total F*king Godhead” Corbina Reiffa – przyp. The Superunknown), i chętnie to zrobię.
Nie mówię, że koniecznie muszę, ale chętnie przełożyłbym „Clothes, clothes, clothes, music, music, music, boys, boys, boys” autorstwa Viv Albertine, gitarzystki punkowego (a jednocześnie post-punkowego) The Slits. To w ogóle był świetny zespół – cztery dziewczyny z różnych środowisk (i krajów), mieszanka różnych stylów muzycznych.
Książka Viv jest świetnie napisana i niesamowicie szczera. Dobrze jest wreszcie spojrzeć na początki brytyjskiego punka z perspektywy kobiety. „Clothes, clothes, clothes…” to nie tylko pamiętnik z czasów punka, ale opowieść o całym, niezwykle barwnym, życiu Viv.
Podobno ktoś zamierza nakręcić na podstawie książki serial. Mam nadzieję, że rzecz dojdzie do skutku.
- A czy są planowane jakieś spotkania autorskie, promocja „The Storyteller”?
Na pewno będzie się coś działo, choć nie znam szczegółów. Wydawnictwo działa, widzę, że o książce robi się coraz głośniej. Sam też będę się starał jak najwięcej dla książki zrobić. Choć jesteś pierwszą osobą, która chciała porozmawiać z tłumaczem.
- Na koniec pytanie, którego nie mogę sobie podarować. Czy planujesz lub już próbowałeś dotrzeć z informacją o swoim przekładzie do Dave’a?
Chciałbym to zrobić. Robiłem kiedyś wywiad z Thurstonem Moorem i próbuję odnowić kontakt i może w ten sposób dotrzeć do Dave’a, ale jeszcze się nie udało. Będę szukał sposobu. Fajnie byłoby pogadać z Dave’em.
Dziękując za rozmowę życzę Ci z całego serca, aby książka „The Storyteller” w Twoim przekładzie doczekała się należytego rozgłosu, oraz aby podziękował Ci za jej przetłumaczenie sam Dave Grohl. Przy okazji, jak już przybijesz z nim piątkę, koniecznie go też ode mnie pozdrów.
Adam Zdrodowski (rocznik 1979) – poeta, prozaik, tłumacz, od niedawna hałasuje pod szyldem Moon Machinery (EP-ka wkrótce). Wydał Przygody, etc. (2005), Jesień Zuzanny (2007), 47 lotów balonem (2013) oraz Moon machine (2019). Przekładał Dave’a Grohla (The Storyteller. Opowieści o życiu i muzyce, Marginesy, 2022), Sarah Perry (Wąż z Esssex, Marginesy, 2019), Marka Forda, Arvinda Mehrotrę, Williama S. Burroughsa, Vahni Capildeo, Marcusa Slease’a i Grzegorza Wróblewskiego. Publikował m.in. w „Wizjach”, „Literaturze na Świecie”, „Przekroju”, „Odrze”, „Jacket Magazine”, „Diagram” i „Past Simple”. Mieszka w Warszawie.